czwartek, 29 grudnia 2016

Dwudzieste piąte kłamstwo: "Dajcie mi spokój..."

Jeśli istnieje coś z rangą Bóg co rządzi tym światem, to jest skończonym chujem.
Właśnie takie myśli chodziły mi po głowie, gdy policyjnym wozem jechałam na komendę. Błagam niech ktoś powie, że to tylko jeden z koszmarów, że tak naprawdę wcale tam nie wracam. Nienawidzę tego pierdolonego miasta!
-Twoja siostra jest już powiadomiona. Strasznie się o ciebie martwiła.- I chuj mnie to obchodzi.-Odbierze cię z komendy.- No dawaj, dopierdalaj mi dalej szmaciarzu.
Gapiłam się tylko w okno, nawet mu nie odpyskowałam. Chciałam się tylko obudzić...
~~Andy~~
Alex w środku nocy niesamowitym krzykiem euforii oznajmiła całemu domu, że znaleźli Alice. Kamień, który spadł mi w tym momencie z serca mógłby przebić się przez podłogę, aż do piwnicy. Jako, że nigdy bym tego nie przepuścił, wsiadłem w auto i pojechałem razem z nią i Ashley'em.
Wróci z nami do domu, jest cała i zdrowa. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Gdy tylko zatrzymaliśmy się przed budynkiem Alex wyleciała jak petarda z samochodu w stronę drzwi. Ja z Ash'em lekkim truchtem pobiegliśmy za nią.
-ALICE!- Jej krzyk rozszedł się po całej komendzie.
Spojrzałem w tamtą stronę. Była tam, siedziała na jednym z krzeseł przytulając psa. Odtrąciła od siebie ramiona Alex. Jest wściekła i nawet nie stara się tego ukryć.
-Nawet się do mnie nie zbliżajcie.- Warknęła wrogo, na co Demon obnażył kły.
-Martwiłam się o ciebie, dziewczyno ja przez ten tydzień oka nie zmrużyłam.- Alex łkała w trzymaną w dłoni chusteczkę.
-Ja też nie.- Dodałem ponuro.
Spojrzała na mnie. Chyba dopiero teraz zorientowała się, że w ogóle tu jestem. Przez chwilę miałem wrażenie, że jej wzrok wyrażał radość, ale szybko mi to minęło. Schowała twarz w futro na szyi demona.
-Dajcie mi spokój.- Jej głos był wyraźnie zmęczony.
-Pani Alex Rain.- Dziewczyna spojrzała na policjanta za nią.- Musi pani na chwilę z nami pójść, formalności.- Oznajmił beznamiętnie.
Alex spojrzała jeszcze na siostrę i smutna poszła za facetem w mundurze.
Ja za to uklęknąłem przed Alice, która nadal tuliła się do psa.
-Gdzie Anna i Matt?- Spytała nie ruszając się nawet trochę.
-Nie wiem.- Powiedziałem zgodnie z prawdą.- Brakowało nam cię.- Zero reakcji.- Błagam nie rób tego nigdy więcej, myślałem, że oszaleje...my.- Głos mi się lekko zawiesił.
Yuki nawet nie drgnęła.
Położyłem delikatnie dłoń na jej kolanie, i powoli przesuwałem po nim kciukiem. Jest tutaj, bezpieczna. 
-Andy.- Spojrzałem na Rain, która zdenerwowana wyszła z pokoju.- Ja muszę tu zostać i załatwiać jakieś popieprzone formalności.- Zaczęła nerwowo tupiąc nogą.- Ash zostanie ze mną, więc mógłbyś zabrać Alice do domu? Niech zje, wyśpi się.- Co chwile wycierała nos w chusteczkę.- Ok?
-Jasne nie ma sprawy.- Wstałem od razu, co po chwili zrobiła też czarna.
-Alice, widzimy się w domu.- Alex przytuliła ją, na chwilę. Tej było chyba wszystko jedno bo nic nie zrobiła.
~~Alice~~
Wsiadłam z Demonem na tylne siedzenia. Nie mogę uwierzyć, że znów muszę tu być. Po prostu kurwa nie wierzę.
-Tęskniliśmy za tobą.- Andy odpalił samochód.
Ta, spoko. Cieszę się z tego powodu niezmiernie.
Jesteś taką idiotką.
No i proszę. Wrócił najgorszy potwór mojej świadomości.
Poważnie, nie mam słów do ciebie. Jednak jedyną nadzieją dla ciebie jest się zabić, bo do niczego innego się widocznie nie nadajesz.
Widocznie tak jest. Odkrycie roku normalnie.

Po powrocie do domu, od razu poszłam się wykąpać, i przebrać w czyste ciuchy. Jak pies z podkulonym ogonem. Głodny, brudny, wymęczony pies.
Zeszłam z demonem do kuchni, gdzie koleś robił jajecznicę.
-Wiem, że jest późno, ale jajecznica jest zawsze dobra.- Uśmiechnął się nakładając żarcie na talerz.
Usiadłam przy stole, biorąc widelec do ręki, a Demon podreptał do swojej pełnej miski. Jadłam w ciszy, powoli przeżuwając każdy kęs.
-Smacznego.- Andy usiadł naprzeciw mnie z kubkiem kawy.
Pokiwałam tylko głową.
-Mam coś dla ciebie.- Spojrzałam na niego pytająco gdy odszedł od stołu.
Wrócił z średniej wielkości pakunkiem.
-Wziąłem go po tym jak znaleźli twój telefon w jeziorze.- Usiadł znów naprzeciw mnie.
Dokończyłam jedzenie, i niespiesznie odpakowałam nowy telefon.
-Nie musiałeś.- Powiedziałam cicho oglądając prezent.
-Musiałem, i chciałem. Bez telefonu jak bez ręki.- Uśmiechnął się lekko.
-Dzięki.- Wstałam od stołu.
Nawet na niego nie patrząc powlokłam się do pokoju, znów mojego pokoju. Uwaliłam się ciężko na łóżku, a zaraz obok mnie położyła się masa czarnego futra.
-Demon, zjebałam.- Pies zapiszczał w odpowiedzi i polizał mnie po twarzy.
Podrapałam go po głowie, wzrok skupiając na suficie.
-Mogę?- Andy stanął w progu. Brawo ja, nawet drzwi nie zamknęłam.
-Rób co chcesz.- Walnęłam obojętnie.
Wokalista usiadł obok mnie.
-Nawet nie wiesz jak Alex się martwiła, jak my wszyscy się martwiliśmy.- I zaczął od nowa,..
-Skończ już, nie chcę mi się tego słuchać.- Zamknęłam oczy, mając nadzieje, że gdy znów je otworzę on zniknie.
Zamiast tego usłyszałam jak śpiewa, gładząc mnie jednocześnie po nadal wilgotnych włosach. Śpiewał cicho, i spokojnie. Nie miałam siły krzyknąć, nie miałam siły wywalić go z pokoju, nie miałam siły otworzyć oczu. Jedyne co mogłam zrobić to leżeć, a raczej powoli zasypiać. 
Nie wiem co się ze mną dzieje, nie wiem nawet czy ja to jeszcze ja, czy ktoś inny...
~~Andy~~
Po chwili zaczęła oddychać miarowo i spokojnie. Mimo to nie przestałem śpiewać, nie chciałem stąd jeszcze wychodzić. Chciałem z nią tu zostać i czuwać z dziwnym strachem, że jeśli wyjdę ona zniknie. Nigdy już nie miałem zamiaru przeżywać na nowo tego tygodnia. NIGDY. 
Chcąc nie chcąc jednak, gdy usłyszałem na dole dźwięk otwieranych drzwi wstałem. Nim jednak wyszedłem pod wpływem dziwnego impulsu pocałowałem ją w czoło.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Dwudzieste czwarte kłamstwo: "Nie chcę wracać..."

-Czemu? Co jest?- Nadal zaspana Angel wstała z trawy, przeciągając się.
I na co ja liczyłam? Nim zdążyłam chociażby zarzucić plecak na ramię Demon powalił mnie na ziemię. Na wszystkie podłości tego świata jak ja tęskniłam za tą kulą czarnego futra! Przytuliłam przyjaciela, który machając ogonem jak szalony, lizał mnie po twarzy piszcząc ze szczęścia.
-ALICE KURWA MAĆ ZAJEBIĘ CIĘ!- No...przynajmniej on się cieszył...
Czerwony, i tym razem nie chodzi mi tylko o włosy, wkurwiony niczym kukła na mój widok podbiegł do naszej trójki.
Mam przejebane....
-ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ CO JA PRZEŻYWAŁEM?! TY SIĘ ZE ZŁOTA RYBKĄ NA ROZUMY POZAMIENIAŁAŚ?! UMIEJĘTNOŚĆ PISANIA I ODBIERANIA TELEFONÓW STRACIŁAŚ?! JA PIERDOLE! JA ZAPIERDALAM, SZUKAM CIĘ JAK OSTATNI POJEB DOSŁOWNIE WSZĘDZIE!- Tak wkurwionego to ja go chyba nigdy nie widziałam...zatkało mnie.
-Ty gościu hamuj się co?!- I do akcji wkroczyła blondyna.
-TY SIĘ KURWA NIE WTRĄCAJ! KIM TY W OGÓLE JESTEŚ CO?! BO JA JEJ PRZYJACIELEM, KTÓRY SIWIAŁ KURWA ZE STRESU, BO TEN SPIERDOLONY DEBIL POSTANOWIŁ SOBIE PÓJŚĆ W PIZDU BEZ CHOĆBY "NARA JA SPIERDALAM"!- Tu wskazał na mnie...
-Matt skończ się wydzierać.- Drapiąc psa za uchem, starałam się jakoś uspokoić sytuację.
-SKOŃCZ SIĘ WYDZIERAĆ? SKOŃCZ SIĘ WYDZIERAĆ?! JA DOPIERO MOGĘ ZACZĄĆ SIĘ WYDZIERAĆ! DZIEWCZYNO ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ CO SIĘ DZIEJE U CIEBIE W DOMU?! PSIARNIA CIĘ SZUKA!- O chuj...
-Powiedz, że żartujesz.- Wywaliłam oczy na wierzch.
No zajekurwafajnie tego się nie spodziewałam. W sumie tego, że Matt z Demonem wyruszą na akcję poszukiwawczą za mną też.
Smile zaśmiał się kpiąco.
-oOOoooooOoo ja chciałbym żeby to był żart.- Nieco się uspokoił.- Nie wiem co ci nagle odjebało, ale kurwa bez jakiegokolwiek info?- Przetarł twarz dłońmi.
Zapadła cisza. Głucha, wkurzająca cisza. Co miałam mu powiedzieć? Że tak mi głosy powiedziały? Nie wybieram się jeszcze do psychiatryka, co to to nie.
-Matt ja nie chcę wracać...-W końcu na mnie spojrzał.
Pokiwał głową chodząc w te i we wte.
-To co teraz?- Angel usiadła obok mnie na trawie z wyraźnie smutnym wyrazem twarzy.
Ona też nie chciała wracać.
Co teraz? Kurwa nie wiem. Demon leżał wygodnie na moich kolanach, i wyglądał jakby się uśmiechał. Ciekawe czy psy tylko wyglądają jakby się uśmiechały czy bez kitu to robią...
-Yuki...- Dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu.
Czułam, że się w pewien sposób boi. Czerwony za to z niepokojem przystępował z nogi na nogę.
Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się wokół. Gdzieś niedaleko przed nami jechał samochód. Powiedziałam, że nie wracam, i nie mam zamiaru tego cofać. Wstałam szybko ziemi. Wiem, że prędzej czy później będę tego żałować, ale teraz chciałam po prostu iść dalej. Stanęłam na poboczu i pomachałam.
Demon stał wiernie przy mojej nodze, podczas gdy Angel ze Smile'm stali z tyłu kompletnie nie ogarniając co ja właściwie odpierdalam. Może kogoś zaskoczę, ale ja też nie wiem. Yolo kurwa. Samochód minął mnie i zatrzymał kilkanaście metrów dalej.
Wzruszyłam ramionami odwracając się w stronę reszty zbiegów.
-No idziecie?- Uśmiechnęłam się jakby nigdy nic.
-To już teraz brzmi jak chujowy pomysł. Będziemy tego żałować. Coś się stanie na bank.- Matt uniósł lewą brew do góry.
Utrzymując mój wyraz twarzy pt.: "No i chuj." pokiwałam głową.
-Ja się piszę.- Blondyna zebrała swoje rzeczy i już stała koło mnie.
Obie teraz patrzyłyśmy na Matt'a, który po chwili westchnął ciężko.
-Ja pierdole, kurwa mać, czemu ja się z tobą zadaje?- Jęknął boleśnie idąc za nami do auta.
To będzie ciekawa "wycieczka".
~~Andy~~
Pierdolony tydzień. Nie ma jej pierdolony tydzień. Z Alex nie ma praktycznie kontaktu. Normalnie nie ma dziewczyny, jest w innym świecie. Cholernie się tym przejmuje, po tych siedmiu dniach zachowuje się jakby zaginęła na rok. 
Wracaliśmy z chłopakami ze studia. Mimo wszystko trzeba było pracować, nie mogliśmy sobie pozwolić na opóźnienia. Dziewczyny z tego co mówił Ash poszły do kina, a może na zakupy? Nie pamiętam. Dużo rzeczy mi ostatnio umyka, niby mało ważnych, ale to jednak znak, że dobrze nie jest.
Policja przez ten tydzień znalazła jednego świadka, który widział ją i jej kumpla, jej telefon w rzece, i ustalają którą trasą poszła dalej. 
Cieszyłem się jak debil słysząc, że są jakiekolwiek szanse na znalezienie jej. Przyznam to chociaż przed samym sobą. Boję się, boję się cholernie, ale jednocześnie mam ją ochotę palnąć jak tylko będzie w domu. Pytanie czy to "ojcowski" niepokój, czy coś gorszego czego nie chciałem do siebie dopuścić...Wiem na pewno, że mi jej brakuje...
~~Alice~~
-Kurwa Matt spójrz mi w oczy i powiedz, że żałujesz. Nie ma bata, że ci uwierzę!- Śmiejąc się ległam na trawę w parku.
Pozostała dwójka położyła się tak, że nasze głowy się stykały.
-Skłamałbym.- Przyznał z uśmiechem.
Stopem dotarliśmy do większego miasta naprawdę ładny kawałek od rodzinnych stron. Nie pamiętam jak się nazywa, przyjechaliśmy tu nie wiedząc nawet gdzie wysiadamy, a teraz wyleciało mi to z głowy.
-Najlepsza decyzja ever.- Angel odpalając blanta tak jak my wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo.
Park w, którym leżeliśmy był naprawdę spory, i prawie pusty. Praktycznie tylko nasza czwórka. Gładziłam Demona delikatnie po głowie. Czułam się jakbym była ponad całym światem. Serio, jakby pokazała środkowy palec całemu globowi. 
Matt podał mi blanta, wypuszczając dym z ust.
-Tak notabene wszystkiego naj Alice.- Uśmiechnął się głupio i uszczypnął mnie w polik.
-To dzisiaj?- Aż mnie lekko zdziwił.
-Masz urodziny?- Anna, bo jak się okazało tak ma na imię blondyna podniosła się lekko, i przekręciła na brzuch.
-Tak.- Czerwony pokiwał głową.
-No to wszystkiego co najlepsze.- Uśmiechnęła się szeroko.- Czyli dalszej podróży z nami.
Zaśmiałam się wypuszczając dym z płuc.
-Ta, oby.- Z rozmarzeniem patrzałam w gwiazdy.
Nie słyszałam tej małej suki w głowie od dłuższego czasu, i ani trochę za nią nie tęskniłam. Coś jednak mnie męczyło, sama nie wiem co. Jakby mi czegoś brakowało, jakbym coś straciła. Przecież mam teraz wszystko, o chuj mi chodzi?
Przełknęłam ślinę. Ostatnio gdy zasypiałam przypomniał mi się Andy. Jak śpiewał mi do snu...
Podniosłam się do siadu, i przetarłam dłońmi twarz. Nie to nie o to chodzi, przecież to bez sensu. Czemu ja o nim w ogóle myślę? Typ działał mi na nerwy...Nie lubiłam go...
-Yuki wszystko spoko?- Blondyna przytuliła się do moich pleców.
-Tak, jestem tylko trochę zmęczona.- Skłamałam...
Demon zaczął tarzać się w trawie. Patrzałam na to z uśmiechem. Nie skłamałam, przecież jest ok, przecież jestem wolna. Nareszcie wyrwałam się z tego pieprzonego miasta. Nie miałam na co narzekać.
Znów spojrzałam w niebo. Tym razem poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Co jest? Alice ogarnij się! Westchnęłam wstając na równe nogi.
-Park duży, chodźmy się przejść.- Spojrzałam na resztę.
-Alice na pewno jest w porządku?-Czerwony patrzał na mnie z troską.
-Tak.- Pokiwałam głową.- Dawajcie idziemy.- Nie oglądając się już poszłam na przód.
-No to idziemy.- Usłyszałam Angel, wstającą z ziemi.
Otarłam szybko łzę, która w sekundę spłynęła mi po poliku. No bez jaj, ja płaczę? Mi już do końca odpierdala....
~~Andy~~
Dziś jej urodziny co? 
Siedziałem na balkonie, z petem w dłoni. Patrzałem w gwiazdy. 
-Wszystkiego najlepszego Alice.- Wyszeptałem przez ściśnięte gardło.
Miałem ochotę krzyczeć. Gdzie teraz jest? Co z nią? Z kim jest? Te pytania krążyły po mojej głowie, i nikt nie potrafił na nie odpowiedzieć. Poczucie winy wyżerało mnie po części, z każdą chwilą boleśniej. Czemu? Bo jej nie zatrzymałem. Może i nie wiedziałem, ale gdybym bardziej się przyłożył to może by została. Może nie czułaby potrzeby ucieczki. Kurwa, jak ja mam do niej dotrzeć?! Czy ona serio nie widzi jak się staram...y? No bo oczywiście reszta też...Przecież nie tylko mnie na niej zależy... Alex dosłownie szaleje ze zmartwienia. Pogania policję i sama doszukuję się jakiś błędów. To nie jej wina, Alice ma swój charakter. Bardzo mocny, i ciężko go zrozumieć. Gdy już się myśli, że wiadomo o co chodzi BUM i wracamy do punktu wyjścia. Może to ze mną coś jest nie tak...Może nie jestem w stanie jej zrozumieć...
-Co ja zrobiłem nie tak Alice, błagam powiedz mi.- Szeptałem do siebie.
Jej imię obijało się o wszystkie zakamarki mojej świadomości. 
Czemu to musi być takie popieprzone? Czemu to musi być tak cholernie trudne? 
Ukryłem twarz w dłoniach. 
~~Alice~~
Szlajaliśmy się po mieście. Tak, łaziliśmy bez celu. Nie wiedzieliśmy co dalej.
Matt i Anna dobrze się dogadywali. Mimo spin na początku wszyscy odnaleźliśmy wspólny język. Jak w bajce co? No nie do końca...
Cały czas łaziłam z głową w chmurach, cały czas zamyślona.
-Ej idziemy coś zjeść?- Czerwony wskazał na pizzerie obok, której przechodziliśmy.
Zaburczało mi w brzuchu.
-Czyli idziemy.- Zaśmiał się idąc w kierunku stolików.
Był z nami Demon więc do środka wejść nie mogliśmy. Posadziliśmy więc tyłki przy stoliku, i wyciągnęliśmy jakiś hajs który nam został.
-To ja idę zamówić pizzę.- Anna uśmiechnęła się do nas i weszła do środka.
Oparłam brodę na stoliku.
-Cały czas o czymś myślisz.- Matt stuknął mnie w czoło.
-Wydaję ci się stary.- Zaśmiałam się kopiąc go pod stolikiem.
-Ał.- Zawtórował mi śmiechem, oddając kopniaka.
Wygłupialiśmy się tak, aż Smile nie skończył nagle gapiąc się ukradkiem na coś za mną.
-Co jest?- Zaniepokojona przyglądałam się kumplowi, i już miałam się odwrócić...
-Nie odwracaj się.- Szepnął szybko.- Za tobą siedzą gliniarze.- O kurwa...
-Patrzą się?- Pokiwał głową.- Co robimy?
Unikaliśmy policji, w końcu mnie szukali...Matt wyglądał na mocno zestresowanego.
-Idą tu...- Powiedział tylko przełykając ślinę.
Spojrzałam w stronę wejścia w, którym właśnie stanęła Anna. Od razu zobaczyła co się dzieję bo podbiegła do nas.
-Spierdalamy.- Rzuciłam szybko wstając z miejsca.
Reszta pobiegła za mną. Słyszałam tylko jak oni biegną za nami krzycząc coś, że mamy się natychmiast zatrzymać. Nigdy bez walki mnie nie dorwiecie frajerzy...

środa, 21 grudnia 2016

Dwudzieste trzecie kłamstwo: "Oni mnie nie potrzebują"

Przepraszam. Po prostu przepraszam za nieobecność. Postaram się to naprawić. I myślę nad nowym opo po zakończeniu tego, ale z innym zespołem.Co o tym myślicie? Miłego czytania o ile ktoś tu jeszcze jest.
~~~~
Niebo zmieniło barwę na pomarańczowy, a my szłyśmy jakąś ulicą otoczoną z obu stron polami i lasami.
-Pięknie jest.- Angel westchnęła cicho wpatrując się w horyzont.
Zrobiło się trochę chłodniej, po całym dniu upału była to miła odmiana.
Rozejrzałam się po otoczeniu. Racja, pięknie jest. Wszystko nabrało ciepłych kolorów zachodu słońca.
-Yap.- Odpowiedziałam w końcu idąc dalej.
Blondyna dogoniła mnie po chwili. Zauważyłam, że odkąd tak idziemy a trochę już przeszłyśmy ona ciągle się uśmiechała. Serio, cały czas ma uśmiech na twarzy.
-Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz.- Powiedziała z dupy jakby czytała mi w myślach.
-Nie dziwię ci się.- Wzruszyłam ramionami.
-Też się tak czułaś gdy uciekłaś?- Kątem oka widziałam, że na mnie patrzy.
W sumie to dobre pytanie. Nie wiem... czułam po prostu, że robię to co zrobić powinnam już dawno. Miałam wrażenie jakby coś ze mnie ulatywało, a im dalej byłam tym bardziej lekko się czułam, aż w końcu już pusta byłam po prostu jak piórko a jednak gdzieś w krtani coś mnie uciskało...trudno to opisać, chciało mi się śmiać ale gdy to robiłam miałam wrażenie, że się zapowietrzam, duszę, jakby płuca miały mi wybuchnąć...
-Heeeej wszystko ok?- Dotknęła mojego ramienia, a ja momentalnie się ocknęłam.
Spojrzałam na nią od razu.
-Sorka zamyśliłam się. Tak to było świetne uczucie.- Uśmiechnęłam się lekko kącikiem ust.
Odwzajemniła uśmiech jakoś niepewnie.
-Niedługo się ściemni.-Spojrzała na chowające się za horyzontem słońce.
-Przydałoby się przespać.-Pokiwałam głową, i mrużąc oczy rozejrzałam za jakimś postojem na noc.
-Tam.- Angel chwyciła mnie za łokieć i ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt pokierowała palec w jego stronę. Poszłam w jej ślady. Mała zielona polanka przy polu pszenicy czy czegoś w tym stylu.
-Postój.-Oznajmiłam z wyraźnie wymuszonym entuzjazmem.
Pokierowałyśmy kroki w tamto miejsce, i w końcu posadziłyśmy tyłki na świeżej trawie.
Przyznam, że nogi napierdalały mnie niemiłosiernie, i czułam każdy mięsień z osobna. Dobra dużo spacerowałam w życiu, ale tyle kilometrów w tak krótkim czasie to chyba mój rekord.
Położyłam się wygodnie na trawie wykorzystując plecak jako prowizoryczną poduszkę, a zmęczony wzrok wlepiłam w niebo.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jestem.- Usłyszałam błogie westchnienie obok siebie.
-Ja też.- Pokiwałam głową opuszczając wyjątkowo ciężkie powieki.
Leżałyśmy w ciszy, do momentu gdy Angel zasnęła i zaczęła cicho pochrapywać. Heh, Demon podobnie chrapał...Demon...tęsknie za moim psiakiem...w sumie za czerwonym i jego tępym uśmiechem też...Alex i jej panikowanie...reszta ludu z domu i ich dziecinne zachowanie...Andy i jego ojcowanie....
-Ogarnij się, oni cię nie potrzebują.
-Tak, wiem.- Otarłam szybko samotną łzę spływającą po skroni.-Oni mnie nie potrzebują.- Powtórzyłam jakbym chciała wbić to sobie do głowy.
Na przestrzeni lat które zdążyłam przeżyć często zadawałam sobie pytanie "A co jeśli umrę jutro?" i odpowiedź przychodziła szybko. Nic. Kto przejąłby się gdyby umarł jeden zardzewiały trybik. Świat kręciłby się dalej ze mną kilka metrów pod ziemią. Ze mną, zapomnianą. Bo komu niby mam być potrzebna? Z tą myślą zamknęłam oczy.
~~Andy~~
W skali od jednego do dziesięciu jak żałosne jest siedzenie w jej pokoju? Niech zgadnę. Poza skalą. Cholera zamiast siedzieć nad nową płytą, siedzę na jej łóżku z dziwną nadzieją, że zaraz wejdzie przez te drzwi jakby nigdy nie uciekła, i zacznie się na mnie drzeć bo wszedłem tu bez pytania. Co się ze mną dzieje? Czemu? Nawet Alex nie robi czegoś takiego. Właśnie Alex, może zobaczę co u niej? W sumie wypadałoby.
Jakoś ociężale wstałem i podszedłem do drzwi, przeleciałem jeszcze raz wzrokiem po pokoju, i nadusiłem klamkę. 
Alex siedziała na kanapie wgapiając się w telefon jakby siłą woli chciała sprawić, by zadzwonił.
-Coś nowego?- Usiadłem znów naprzeciw niej.
Dziewczyna pokręciłam tylko przecząco głową.
-A gdzie Ash?- Rozejrzałam się za kumplem.
-Pojechał po tabletki na uspokojenie.- Jej głos był zachrypnięty i wyraźnie zmęczony.
Nie dziwie się, całe noce przepłakuje. Oczy Rain były pozbawione makijażu, opuchnięte, i przekrwione.
-A jak oni jej nie znajdą? A jak coś jej się stało? Ja tego nie przeżyję.- Alex zaczęła łkać. Nie płakać, ona rozpaczała.
Już miałem wstać do niej, ale w tym samym momencie w salonie pojawił się Ashley z całą siatką leków uspakajających.
-Kochanie.- Westchnął smutno klękając przed nią.- Nie płacz błagam, już wystarczająco wymęczyłaś swoje piękne oczka.-Przytulił ją do siebie, szepcząc na ucho coś co chyba miało ją pocieszyć.
Widząc to uznałem, że lepiej zostawić ich teraz samych, i się ulotnić. Kiwnąłem tylko przyjacielowi na co on wymusił lekki uśmiech i wspiąłem się po schodach na górę.
Kurwa czemu ta policja nie może się ruszyć! Pod wpływem nagłego przypływu gniewu przywaliłem z całej siły pięścią w ścianę. Nie poczułem nawet bólu.
~~Matt~~
-Demon ziomek gdzie ta twoja przyjebana pani?- Pies tylko zapiszczał w odpowiedzi idąc dalej za tropem.
Jestem tak kurewsko zmęczony...Ale nie ma czasu... Dawaj Matt ogar, nie śpimy, zwiedzamy, zapierdalamy. 
Strzeliłem sobie lekkiego liścia na rozbudzenie. Ja nie dam rady? Trzym mnie ktoś piwo...kurwa napiłbym się teraz. True Story takiego schłodzonego...MATT SKUP SIĘ!
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a ja nadal człapałem za psiakiem. Od kilku kurwa kilometrów, w pełnym słońcu. Alleluja, że robi się chłodniej, bo bym sobie umarł od udaru.
-Alice wisi mi taaaaaaaaką flaszkę.- Zrobiłem rękoma wielkie kółko.- Niech ja ją tylko dorwę Demon. Przysięgam, że jej nogi z dupy powyrywam.
Czarna kula zaszczekała i wywaliła jęzor na wierzch. Biedak też zdycha od tego wszystkiego.
I w tem nagle....Kurwa cywilizacja!...No prawie bo jakaś wiocha zabita dechami...Ale zawsze coś!
Westchnąłem z ulgą widząc mały sklepik. Od razu poczłapałem do niego i chwyciłem dwie butelki wody. Kusiło mnie to piwo, ale nie. Najpierw obowiązki potem przyjemności. Podszedłem do kasy, za którą stała dość stara kobieta z nawet miłym uśmiechem.
-To wszystko?- Dopytała wstukując coś na kasie.
-Jeszcze paczka papierosów, i dwie bułki.- Odwzajemniłem uśmiech.
-Mogę zdobić od razu kanapki jeśli pan chcę.- Łoho PAN.
-O to spoko, poproszę.-Pokiwałem głową.
Gdy kobieta wszystko podliczyła a ja zapłaciłem i już miałem wychodzić, ona jeszcze zagadała.
-To jakiś cud. W tak krótkim czasie dwóch przyjezdnych i jeszcze tak młodych.- Zaśmiała się ja zastygłem.
-Dwóch?
-No tak. Niedawno widziałam tu na przystanku jedną taką dziewczynę.- Pokazała palcem ławkę naprzeciwko sklepiku.
-Czarne długie włosy? Kolczyki?- Dopytałem gorączkowo.
-O dokładnie.- Uśmiechnęła się znów.- Długo jakoś nie zabawiła, bo jak zamykałam już jej nie było. Chyba wzięła ze sobą młodą Sunday bo ta dziewczyna też zniknęła. Tu wieści szybko się rozchodzą.
-Dawno to było?- No jak to prawda to ja ją zastrzelę.
-Jakoś wczoraj.- Odpowiedziała po chwili zastanowienia.
Oczy wyszły mi z orbit. Szybko podziękowałem za wszystko, i wybiegając krzyknąłem "Do widzenia".
-Demon mamy dużą szansę na dorwanie jej, jesteśmy na dobrym tropie.- Podrapałem szczęśliwego psiaka za uszami.- Ja wiedziałem, że jesteś najlepszym psem EVER! Świetnie się spisujesz.- Czarnuch zaszczekał kilka razy machając ogonem.
Przysiadłem z nim na ławce. Najpierw dałem mu wody, potem jeść. Mądre psisko. Najedzeni i napojeni podnieśliśmy cztery litery.
-No stary komu w drogę temu trampki zajebali. Idziemy!
Odpaliłem fajkę i z nową energią, w pełni zdeterminowani ruszyliśmy na przód.
~~Alice~~
Obudziło mnie paskudnie głośne ujadanie psa. No ja pierdole, serio? Jeszcze pięć minuuuuut!...Chwila...Szczekanie psa?
-Demon?- Podniosłam gwałtownie łeb.
O kurwa...nie chwila. O KURWA! Niech ktoś mi powie, że to tylko omamy i właśnie nie widzę mojego psa, w duecie  czerwonym, i oni wcale się tu nie zbliżają...Co noni tu kurwa robią?
-Co jest?- Angel dopiero się przebudzała.
-Musimy wiać.- Wypaliłam nerwowo,

poniedziałek, 25 lipca 2016

Dwudzieste drugie kłamstwo: "Nie żałuję"

Będę krótko pieprzyć. Wiecie co? Mimo, że rzadko coś tu wstawiam (bo jestem jakoś tak leniwa) to serio lubię pisać to opo. Polubiłam postać Alice, którą tu stworzyłam. Jest taką mną krzyczącą w głowie, bo nie jestem tak odważna jak ona. No cóż nie zanudzam. Miłego czytania...albo nie ale skoro to czytacie to chyba lubicie.
~~Alice~~
Obudziło mnie słońce świecące prosto w mój ryj. Przetarłam zaspane oczy, podnosząc się do siadu. 
Rozejrzałam się wokół siebie, i mocno ziewając porozciągałam zastygłe mięśnie. Woda w jeziorku była o dziwo tak czysta, że widziałam dno.
Zanurzyłam w nim dłoń, była przyjemnie chłodna. Rozejrzałam się czy w najbliższym otoczeniu nikogo nie ma i ówcześnie zdejmując ciuchy wskoczyłam do wody. Cały brud podróży, i zmęczenie zniknęło. Pływałam sobie od czasu do czasu nurkując, aż w końcu położyłam się na plecach i dryfowałam.
Dosyć obijania.
W sumie racja.
Wyszłam z wody, i wytarłam mokre ciało koszulką. Ubrałam czystą, czarną bokserkę, i na to oczywiście ulubiona zielona koszula w kratę. Zebrałam resztę ciuchów i z jakimś dziwnym smutkiem spojrzałam na jeziorko.
-Trzeba iść dalej.-Westchnęłam, i już miałam odchodzić gdy poczułam, że mam coś w trampku.
I to coś sporego.
Zdjęłam go trochę poirytowana, i potrząsnęłam. Wypadł z niego ładny, gładki, kryształowo-podobny kamyk. Nie wiem jak to określić, to lekko przeźroczysty, różowy kamyk. Podrzuciłam go lekko, by potem obrócić w stronę słońca. Fajnie się w nim mienił. Schowałam go do kieszeni spodni, i w końcu zakładając buta poszłam dalej.
~~Matt~~
Wyłączyła telefon...? Powoli odsunąłem komórkę od ucha. 
-KURWA MAĆ!- Wplotłem palce we włosy.
Chuj nie strzeli zaraz na miejscu i wywali z butów. Szukać jej. Jedyna myśl. 
-Ale kurwa gdzie?- Obskoczyłem chyba wszystkie miejsca gdzie chodziliśmy itp.. Nigdzie jej nie było.
Nerwowo zacząłem się bawić naszyjnikiem z krukiem, który kiedyś dostałem od Alice na urodziny.
-Gdzie ja mam cię szukać dziewczyno.- Załamka totalna.
Nagle z dupy kompletnie usłyszałem szczekanie.
-Co jest?- Wyjrzałem przez okno wychodzące na furtkę do ogrodu.
Stał tam demon, jakby nerwowo rozglądając się po ogrodzie.
Wyszedłem z domu. Gdy tylko mnie zobaczył zamerdał ogonem i podskoczył.
Otworzyłem mu bramkę, i uklęknąłem przy nim.
-Co jest stary.-Podrapałem go z uśmiechem za uchem.-Wypuścili cię już?
Pies zaszczekał i poleciał do mojego domu.
Jeśli Yuki wyruszyła gdzieś bez demona to oznacza, że serio jest źle. 
Poczłapałem za nim, patrząc smutno jak biega po domu.
-Nie ma jej tu.- Zbiegł do mnie na dół wąchając wszystko.-Też nie wiem gdzie jest.
Zsunąłem się plecami po ścianie. Demon podszedł do mnie powoli z położonymi uszami.
Pogładziłem go po głowie.
-Ty też szukałeś wszędzie co?- Nagle jak na hasło podbiegł do drzwi głośno szczekając.
Wstałem z podłogi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Co?- Pies tylko podrapał drzwi nadal szczekając.
Nagle doznałem olśnienia.
-Daj mi kilka minut.
Pobiegłem na górę. Szybko zacząłem pakować do plecaka jakieś ciuchy i inne rzeczy. Kasa, fajki, komórka, najważniejsze. Założyłem spakowany plecak na ramiona, i chwytając deskę zbiegłem na dół.
-Idziemy jej szukać.-Pies zaszczekał, a gdy otworzyłem drzwi wybiegł z domu.
Zakluczyłem drzwi, i bez zastanowienia ruszyłem za psem.
-Niuchaj demon, wyczuj panią. No dawaj szukaj.- Dopingowałem psiaka wąchającego wszystko wokół, aż w końcu zaszczekał kilka razy i pobiegł przed siebie.
Wskoczyłem na deskę i pognałem za nim.
Yuki przysięgam jak cię znajdę to porządnie skopię ci dupsko tępy zjebie.
~~Alice~~
-Znów mnie wzywa szlaaaaaak.- Śpiewałam sobie idąc polną drogą.
Zamknij już japę!
-Znowu słyszę ckliwy szlaku zeeeeeew.- Z wrednym uśmiechem śpiewałam dalej.
STUL TEN PYSK!
-Oj przestań pośpiewałabyś ze mną.- Zaśmiałam się idąc dziarskim krokiem przed siebie.
Co ci tak kurwa wesoło, co?
-Sama nie wiem.- Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Uniosłam brew do góry.
-To co pośpiewasz ze mną?
To oficjalne. Już do końca cię pojebało.
-W sumie racja. Ale warto było.- Zrobiłam obrót wokół własnej osi.
Ah jaki ja mam kurwa dobry humor no sama nie wierzę.
-No weź znasz słowa.- Nie wytrzymałam.-Znów mnie wzy...
SKOŃCZ JUŻ DO KURWY NĘDZY SZAŁU IDZIE DOSTAĆ OD TWOJEGO WYCIA!
Syknęłam trzymając się za skroń. Wydarła się tak głośno, że aż zabolało.
-Jezu dobra.- Mruknęłam rozmasowując je.
Koszula powiewała mi na lekkim chłodnym wietrze, włosy latały gdzieś za głową, a nogi powoli kroczyły przed siebie.
Po kilku godzinach doszłam do jakiejś małej wioski. Serio takie typowe zadupie po środku niczego.
Usiadłam na ławce, na czymś co udawało przystanek...chyba, i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się z ulgą i rozsiadłam na ławce. 
Jesteśmy już daleko.
-Yap.-Zamknęłam oczy.
Spokój cisza i...
-NO I KURWA PÓJDĘ ŻEBYŚ WIEDZIAŁA!
Kto do cholery zakłóca mi ciszę i spokój? Kogo mam jebnąć?
-ZOBACZYSZ GÓWNIARO JESZCZE WSPOMNISZ MOJE SŁOWA!
-CHUJ KŁADĘ NA WAS WSZYSTKICH!
Otworzyłam oczy wściekła jak nie wiem co. Jakaś dziewczyna kłóciła się z jakąś kobietą przed domem. Znaczy ona chyba wyszła z domu a ta darła za nią ryj. Ja jebie..
Odeszła dalej a kobieta zatrzasnęła z hukiem drzwi. Drama rodzinna?
Blondynka (bo taki kolor miała ów dziewczyna) wściekle kopnęła jakiś przerdzewiały znak drogowy, klnąc niemalże jak ja. Obczajanie mode on. Niska laska, włosy lekko falowane blond do połowy pleców, ale nie kręcone, ubrana jak...w sumie podobnie do mnie, takie ni to punk ni to metal ni to emo. Wygląda na nieźle wkurwioną iiiii właśnie idzie chodnikiem w moją stronę.
-Umrzyjcie kurwa wszyscy, mam to gdzieś.Podeszła do tablicy informacyjnej wiszącej przy ławce na której siedziałam.- Jakiś autobus żeby spierdolić z tego zadupia błagam.- Warknęła pod nosem, wyciągając papierosy i zapalniczkę...która nie działała.
Wzięła głęboki oddech wyprowadzona kompletnie z równowagi. Chyba dopiero teraz skminiła się, że tu jestem. Widać, że lekko ją to zaskoczyło bo drgnęła na mój widok. Nie dziwota mam blizny na ryju, różnokolorowe oczy, i wyglądam jakbym uciekła z zakładu dla ludzi z wyobraźnią. Czytaj psychiatryk.
-Sorry masz może ognia?- Spytała się po krótkiej chwili.
Nie kurwa fajkę, którą trzymam w dłoni odpaliłam siłą woli.
Bez słowa podałam jej zapalniczkę. Dziewczyna usiadła obok odpalając sobie papierosa i oddała mi zapalniczkę.
-Dzięki.
-Spoko.
Siedziałyśmy w ciszy karmiąc nasze raki, a ja dopiero teraz zauważyłam, że laska ma na szyi dużą bliznę oparzeniową. Jakby ktoś wylał jej dawno temu gorący olej w tym miejscu.
Była też obdziarana. Krótki rękawek zdradzał jej niezłe nawet tatuaże, a jakby się tak bliżej przyjrzeć to i blizny. 
-Dobre tatuaże.- Odparłam jakoś od niechcenia a ona spojrzała na swoje ręce a potem na mnie.
-Niezłe blizny.- Odpowiedziała patrząc na moją twarz.
Pamiątka po tych śmieciach, aż sama się dziwię że dałam sobie pochlastać mordę.
Zaśmiałam się wypuszczając dym z płuc.
-Miastowa?- Kontynuowała tę dziwną, ale swobodną rozmowę.
-Można chyba tak powiedzieć.-Wzruszyłam ramionami.
-To co tu robisz?- Mrużyła oczy patrząc na mnie.
Normalnie powiedziałabym "A chuj cię to obchodzi?", ale w sumie byłam tak wyczilowana, i miała tak wszystko w dupie, że naszło mnie na gadanie.
-Spierdoliłam.- Pokiwałam głową gasząc peta.
-Daleko jesteś od domu?- Pytała dalej.
-Wyjebane mam na taki "dom", i tak już sporo od niego.- Pokiwałam znowu głową.
-Zazdroszczę, też chciałabym stąd uciec.- Wywaliła peta przed siebie.
-To ucieknij, trzyma cię coś?
Wzruszyła ramionami.
-Nic.-Spojrzała znów na mnie.- Angel jestem.
-Yuki.
Żadna z nas chyba nie czuła potrzeby podawania imion.
~~Andy~~
Zawiadomiliśmy w końcu policję. A raczej Alex to zrobiła. Przyjęli zgłoszenie, wzięli zdjęcie młodej, i wdrążyli jakieś procedury poszukiwania. Rain zdawała się chcieć postawić służby w całym kraju na nogi. Nie dziwię się...
Siedząc w kuchni z papierosem i zimną już kawą, wyglądałem z okna na ogród. Atmosfera w domu była dziwna, wszyscy byli przejęci takim nagłym zniknięciem Alice, i zdawali się dziwnie zawieszeni. Nie oceniam, sam czułem się dziwnie. W domu zrobiło się jakby pusto.Niby rzadko była w domu, i raczej poruszała się po nim jak duch ale była... Co ja gadam? JEST członkiem tej naszej pseudo rodzinki. Martwiliśmy się o nią. Zgasiłem papierosa w pamiętnej popielniczce, i patrząc na nią uśmiechnąłem się. Trochę wymuszenie, ale zawsze coś.
-Obyś wróciła do domu.- Wyszeptałem do siebie z nutą nadziei.
~~Alice~~
-To stąd masz te blizny na twarzy?- Angel patrzała na mnie z uniesionymi brwiami.
Okej to będzie trudne do wyjaśnienia. Znaczy trudne do wyjaśnienia to, że leżę z nią na trawie, paląc skręta i gadając o życiu, a raczej naszych życiach. Jakoś tak wyszło...
-Yap, i nie tylko na twarzy.- Odpowiedziałem powoli wypuszczając dym z płuc.
Był już wieczór. Na niebie pojawiły się gwiazdy, i księżyc, a my leżałyśmy zjarane, gadając od kilku godzin.
-Jaaa...-Wzięła ode mnie blanta,którego jej podałam i sama się zaciągnęła.- Masz sporo na koncie.
-Ty też...- Z dziewczyny jest niezły kawał suki, i o dziwo nie w negatywnym sensie. Znaczy jest spoko, jest...trochę jak ja...
-Ja nie mieszkałam z zespołem, znaczy jakimiś garażowymi, ale nie pokroju Black Veil Brides.
-Fanka?- O rany...
-Nie, są spoko ale świrem na ich punkcie nie jestem.- Wypuściła dym, a gdy na nią spojrzałam miała tak zamglone oczy, że zdawała się być nieobecna.
-To tylko brzmi tak fajnie.- Westchnęłam patrząc znów w niebo.-Nie żałuję.
-Domyślam się po reszcie opowieści.- Przekręciła się na bok tak, że bezpośrednio patrzała na mnie.- Ale z tego co mówisz chyba cię lubili.
-Nie...Znaczy...To nie jest tak. Musieli być mili, ale wiesz jak jest.- Ani drgnęłam.
-Wiem.- Kątem oka widziałam jak się we mnie wpatruje.- Moja matka może nie pije ale jest ćpunką.
-Wow...-Teraz jednak przekręciłam się na bok jak ona, dzięki czemu miałyśmy kontakt wzrokowy.
-Serio. Już jej nawet wisi co bierze, byle się naćpać. Chyba ją nawet widziałaś.- Pokiwałam głową.- Jakimś cudem udało jej się zdobyć działkę, i strasznie się wkurwiła bo...w sumie nie wiem po prostu musiała się na czymś wyżyć i padło na mnie.-Wzruszyła ramionami.- A jak u ciebie z ojcem?
-Zostawił nas jak matka była już totalnym wrakiem a ja byłam mała. Potem się dowiedziałam, że ma córkę. Znalazła mnie, bo jak się okazało jej matka i on zginęli w wypadku. Co najlepsze jest jakoś mniej więcej w moim wieku. Mam 17 lat niedługo.- Angel uniosła brwi do góry.-No, ale nie mam z nią kontaktu. Nie pytaj.
Dziewczyna pokiwała głową na znak, że rozumie.
-A u ciebie?-Spytałam, a ona zareagowała jakby nie był to zbyt miły temat.- Nie mów jeśli nie chcesz.-Dodałam szybko.
-Nie, nie mam na tym zadupiu z kim pogadać, nawet telefonu nie mam, żeby pogadać z kumplami z innego miasta. Chcę się w końcu wygadać.- Wzięła głęboki oddech.- Wiesz, moja matka jest śmieciem, pewnie sama widziałaś. Ja jestem oczywiście z czystego przypadku.- W tym momencie jej głos ucichł i mówiła prawie szeptem.- Odkąd skończyłam 12 lat ojciec mnie...- Otworzyłam szerzej oczy.-...Gwałci.- Dokończyła przełykając ślinę.- Mam 19 w tym roku.
Zapadła cisza podczas, której analizowałam wszystko co mi powiedziała.
Po jakimś czasie podczas, którego żadna z nas ani drgnęła w końcu wydusiłam.
-Mówiłaś coś o przyjaciołach w innym mieście?
-No ta...- Odpowiedziała dziwnie zmieszana.
Nie waż się...
Zignorowałam ją.
-Chcesz iść ze mną? Wybywam rano, jeśli chcesz mo...-Nie dała mi dokończyć.
-Tak.- Podniosła się ledwie co z ziemi i podała mi rękę.- Spadłaś mi z nieba, wreszcie się stąd wyrwę...
-To na ciebie tu mówią Angel.- Uśmiechnęłam się lekko.
Co trawa robi z ludźmi...ze mną szczególnie.

Z samego rana blondyna weszła do swojego pokoju przez okno, wzięła swoje rzeczy i ówcześnie podprowadzając śpiącemu ojcu nieco hajsu z nieserdecznym "chuj ci w dupę" wyszła tym samym oknem.
-Gotowa.- Podbiegła do mnie z uśmiechem.
-Widzę, chodź.- Ruszyłam do przodu, a ona poczłapała za mną.
Będziesz tego żałować śmieciu. Jesteś głupsza niż myślałam.
-Zamknij się.- Powiedziałam tylko lekceważąco.
-Nic nie mówiłam.- Angel dziwnie się na mnie spojrzała.
O-ho...
-Nie do ciebie. Nie przejmuj się, jesteś wolna.- Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
-Masz rację.- Uniosła obie ręce do góry i podskoczyła parę razy do przodu.- Wolna!
Zaśmiałam się patrząc jak dziewczyna robi gwiazdę i ogólnie się wydurnia. Obie uciekłyśmy z naszych klatek. 
~~Matt~~
-Gdzie ty mnie prowadzisz?- Demon wywiózł mnie za miasto gdzie zboczył z głównej drogi i zaprowadził nad jakieś jezioro.-Wow...-Nie powiem zapierało dech.
Pies zatrzymał się w jednym miejscu i porządnie je obwąchiwał.
-Znalazłeś coś stary?- Podszedłem do tego miejsca.
Trawa była w nim położona jakby ktoś tu leżał czy siedział.
Była tu na bank.
-Dobra robota demon, świetny pies.- Pogłaskałem go po głowie, na co zamerdał ogonem.
Usiadłem na trawie i wyciągnąłem z plecaka na szybko zgarniętą niedojedzoną kanapkę z kuchni.
Połowę zjadłem, połowa była dla Demona. Przeżuwając ostatni kęs spojrzałem w niebo.
-Znajdziemy ją Demon ja to czuje.- Pies zaszczekał jakby się ze mną zgadzał.- Musimy.
Ja cię znajdę pało jedna zobaczysz, a w tedy skończy się miły Wiśniewski! Koniec kurwa! 
-Tego żeś spierdoliła beze mnie ci nie wybaczę.- Mruknąłem patrząc na nasze wspólne zdjęcie w telefonie.- A ja się z tobą słodyczami dzieliłem zdrajco...
~~Andy~~
Już dawno tak mnie nie bolała głowa...Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę normalnie myśleć. Nie wiem co się stanie szybciej, Alice wróci do domu, czy ja się przekręcę.
W podobnym mi stanie jest Alex, ale ona tak jak zwykle kręci nosem na jakiekolwiek leki, teraz co chwila łyka tabletki na uspokojenie. Które z tego co widzę ani trochę nie działają.
Zszedłem na dół do salonu gdzie siedziała razem z Ash'em.
-Jakieś nowe wieści?- Spytałem siadając naprzeciw nich.
Pokręciła powoli głową, zdawała się być nieobecna.
-Nic, nie mają jeszcze nic.- Wtuliła się mocniej w basistę.
Widać, że strasznie to przeżywała.
-Dopiero zaczęli, jeszcze coś znajdą. Ja w to wierzę.- Jak zwykle optymistyczny Ashley pocałował ją w policzek.
Facet sporo się zmienił odkąd ją poznał. Nadal jest idiotą, jest dziecinny, tępy, i czasem mam ochotę wywalić go przez okno, ale w pewien sposób dorósł. Nie żeby wyrósł z np. Hello Kitty ale w jakimś sensie koleś się poprawił. Jednak to wciąż stary Ash...eh co miłość robi z ludźmi.
Na kolana wskoczył mi jeden z moich kotów. Od razu przypomniało mi się jak Alice się z nimi bawiła. Przytuliłem się do jego miękkiego futra, myśląc gdzie teraz jest młoda. A przede wszystkim czy jest bezpieczna, czy nic jej się nie stało...czy choć trochę tęskni za nami...za mną...

piątek, 24 czerwca 2016

Dwudzieste pierwsze kłamstwo: "To najlepsza opcja..."

Jechałam tak dość długo, aż się zmęczyłam. Usiadłam na trawie przy drodze, odpalając papierosa. Wypuszczając dym z płuc naszła mnie myśl. Gdzie mam iść? Dokąd jechać? Jak sobie poradzić?
Zabij się.
Jeszcze nie teraz.
Telefon powiedział mi , że jest 1 w nocy. Schowałam go z powrotem do kieszeni. Matt? Pójść do niego?
Idiotko nie zawracaj dupy innym, chyba po to uciekłaś nie? Żeby w końcu dać im odetchnąć.
-Masz rację.- Westchnęłam patrząc w rozgwieżdżone niebo.
Samej jest lepiej. Nie zawadzam nikomu.
-Boże jaka ja jestem żałosna.- Po raz pierwszy od bardzo dawna chciało mi się tak płakać...
Jednak tego zawsze chciałam. Wolności, samotności, nikogo u boku. To najlepsza opcja. Nie zasługuje na nic więcej.
Z takim nastawieniem zgasiłam filtr i nakładając plecak pojechałam dalej w niewiadomą. Po prostu przed siebie. Z dala od wszystkiego.

~~Andy~~
Szok. Tylko to poczułem.
W środku nocy wstałem do kuchni chcąc się napić wody, i zobaczyłem, że pokój młodej jest otwarty. Gdy do niego zajrzałem jej nie było. Nic nowego. Jest późno. Nic nowego. Jednak nie było też części jej rzeczy, szafa była otwarta na oścież. 
Nie możliwe...na pewno tylko poszła spać do Matt'a...
Pobiegłem do pokoju po telefon.
Odbierz. No odbierz! ODBIERZ TEN CHOLERNY TELEFON!....proszę....
Uspokój się Andy...Tamtej nocy też nie odbierała a rano wróciła. Tak wszystko będzie ok. Wróci...musi...
Czułem jednak, że coś jest nie tak. Miałem jakieś przeczucie, że tym razem coś się stało...
Po raz setny zadzwoniłem, ale usłyszałem tylko sekretarkę.
-Alice tu Andy. Odbierz, gdzieś ty polazła? Jeśli jest ok to wyślij chociaż sms...martwię się o ciebie. Odezwij się.
Nagrałem się z nadzieją na odpowiedź. Jednak mimo kilku godzin ona nie nadchodziła. Kurwa już dawno nie chciało mi się tak krzyczeć ze złości.

~~Yuki~~
-Czekaj chwilę...muszę złapać oddech...-Oparłam się na kolanach, ciężko dysząc.
Nie ma czasu. Do rana musisz być już daleko.
Zmęczona wyprostowałam się i rozpięłam bluzę. Po raz kolejny mój telefon się rozdzwonił.
Nawet nie myśl o odebraniu.
-Aż tak mnie jeszcze nie pojebało.- Przełknęłam gęstą ślinę.
Po kiego do mnie dzwoni? Skminił się? Ale nawet jeśli to czemu dzwoni?
Przestań zadawać durne pytania i rusz się.
Poczułam zimne krople deszczu na twarzy. Wybawienie. Było mi tak gorąco, że nie szło wytrzymać. Z ulgą uniosłam głowę do góry, przymykając oczy. Wzięłam deskę pod pachę, bo jechanie po tak nie równej drodze to koszmar.
-Komu w drogę temu trampki zajebali.- Szepnęłam do siebie stary tekst czerwonego.
Powoli, ale do przodu kroczyłam ścieżkami miasta. Byłam już daleko od miejsca, które miałam nazywać domem. Nie obejrzałam się ani razu.
Deszcz padał coraz mocniej. Zdjęłam kaptur z głowy bo duszno było jak w saunie.

~~Andy~~
Deszcz przestał padać dopiero nad ranem. Przez całą noc nie zmrużyłem oka, znowu. Wstałem z łóżka, by zejść na dół. Potrzebuję kawy, dużo kawy. W kuchni siedzieli Jinxx, Ash, i Alex.
-Wyglądasz jak śmierć stary.- Ash uniósł brwi do góry, dziwnie na mnie patrząc.
Zignorowałem go.
-Haaaaalo Andy tu ziemia. Co jest?- Alex pomachała mi ręką przed twarzą.
Zrobiłem kawę i usiadłem z parującym kubkiem przy stole. Usiedli razem ze mną.
-Trzeba ją obudzić, bo zaśpi do szkoły.- Niebieskooka nagle jakby ocknęła się, i prawie odeszła od stołu.
-Nie ma jej.- Wycharczałem a ona zatrzymała się w pół kroku.
-Co?-Spytała się jakby chciała mieć pewność czy aby dobrze usłyszała.
-Nie ma jej.-Powtórzyłem tym samym tonem.
-Jak to nie ma? Wyszła już?- Zmarszczyła brwi.
-Wstałem w nocy żeby napić się wody. Drzwi od niej były otwarte, szafa też.
Wbiłem wzrok w kubek.
Dziewczyna nagle wystrzeliła na górę.
-Jeśli to żart, to bardzo słaby stary.-Ash spojrzał na mnie spod byka.
-On nie żartuje...-Alex cała blada zeszła na dół.
On podszedł do niej, gestem dłoni pokazując żeby się uspokoiła.
-Nie panikuj słońce. Na pewno poszła spać do kogoś i wzięła jakieś ciuchy na przebranie itp.
-I wzięłaby tyle ubrań, i wszystko? Nawet jej nożyka nie ma.- Usiadła znów przy stole, jakby nie mogła ustać na nogach.
-Może poszła na dłużej.- Wzruszył ramionami.
Wyciągnęła szybko telefon, i wykręciła jakiś numer.
-Nie odbiera...Mogła pójść tylko do jednej osoby.- Znów wstukała jakiś numer.
Odczekała chwilę, pukając nerwowo paznokciami w blat, aż w końcu ktoś odebrał.
-Matt?... O rany sorry, że cię budzę, ale mam ważna sprawę...Jest u ciebie Alice?...Nie?...A była w nocy u ciebie czy się odzywała? Cokolwiek?...Też nie?...Nie wiem właśnie. W nocy gdzieś zniknęła nie ma jej rzeczy, nikomu nic nie powiedziała, ani żadnej kartki ani nic...Tobie też nic?....Rozumiem...No właśnie nie...Deska?...Nie było tam nic takiego...Plecaka ani nic też nie...Czekaj..Hallo...Matt?- Odsunęła telefon od ucha.- Rozłączył się.
-A ktoś inny?- Ash usiadł obok niej.
-Ona nie ma nikogo innego. Ja przynajmniej nic o tym nie wiem.- Wplotła dłonie we włosy.
Zapadła cisza, i to jedna z tych ciężkich do zniesienia.

~~Alice~~
Leżałam na wielkiej łące za lasem, obserwując wschodzące słońce gdy mój telefon znów się rozdzwonił.
-Znowu Andy, czy może Alex?-Mruknęłam pod nosem, wyciągając telefon.
Na ekranie pojawił się uśmiechnięty czerwony łeb. Zmarszczyłam brwi. 
Kusiło mnie żeby odebrać, ale po chwili położyłam telefon obok siebie czekając aż muzyka ucichnie.
I w końcu ucichła, ale zaraz po niej przyszedł sms. 
Otworzyłam go z wręcz znudzonym wzrokiem.

Od: Matt
Yuki kurwa co się dzieje? Dzwoniła do mnie Alex. Rozumiem nie odebrać od nich, ale ode mnie?! Gdzieś ty się podziała? To normalne, że znikasz ale nie tak. Wiesz przecież, że jeśli się w coś wpakowałaś to ci pomogę. Odezwij się.

Coś mnie ukuło w miejscu gdzie kiedyś było serce. Patrzałam się na wiadomość dłuższą chwilę, i ocknęłam dopiero gdy telefon znów zadzwonił, i znów był to czerwony.
-Kretyn.-Podniosłam się do siadu, przecierając oczy.
Wstałam, podnosząc bluzę z trawy. Zawiązałam ją na biodrach i po założeniu plecaka po prostu poszłam przed siebie.
-Ahoj przygodo.- Uśmiechnęłam się lekko stawiając pierwsze kroki.
To będzie długa podróż.

~~Alex~~
Ash jak zwykle próbował mnie pocieszać. To słodkie, i kochane z jego strony, ale jak mogę być teraz spokojna?!
-Misiek nie denerwuj się. Niech pierwszy kamieniem ciśnie ten kto nigdy nie uciekł z domu. Będzie dobrze.-Niby racja, ale my to nie Yuki. On nie jest typem nastolatka uciekającym na maks dzień.

Godziny mijały po Alice ani śladu, nadchodził pieprzony wieczór! 
-Dzwonię na policję.-Wstałam gwałtownie z kanapy.
-EJejejej.- Ash zagrodził mi drogę.-Bez gwałtownych decyzji. Poczekaj chociaż do jutra. Oni i tak nie przyjmą zgłoszenia bo nie minęły 24 godziny od zniknięcia. Musisz się opanować.
-Jak mam się opanować gdy moja siostra uciekła z domu, i nie mam pojęcia gdzie jest?!-Wybuchłam w końcu nie mogąc już wytrzymać.
On tylko przytulił mnie mocno i wyszeptał do ucha, że wszystko się ułoży.
Nie mogę nawet zapanować nad młodszą siostrą....

~~Alice~~
I ta oto minął mi dzień podróży. Nie mam nawet pojęcia gdzie jestem. Wiem tylko, że gdzieś daleko poza miastem bo po drodze mijałam tabliczkę z nazwą, tego piekła w pigułce. Nigdy tu nie byłam...
Powoli podeszłam do sporego jeziora przy prawie bezludnej drodze, którą raz na jakiś czas przejeżdżał jakiś samochód.
Zdjęłam buty i skarpetki. Chłodna trawa pod stopami, delikatny wiatr, raj.
Usiadłam na brzegu i wcześniej podwijając nogawki, zanurzyłam nogi w letniej wodzie. Z plecaka wyciągnęłam papierosy, zapalniczkę,i telefon. Odpaliłam jednego.
-Trzeba się w końcu tego pozbyć.- Wypuszczając dym z ust, po raz ostatni spojrzałam na zdjęcie szczęśliwego Wiśniewskiego, który dzwonił do mnie i wysyłał sms-y cały dzień. Obróciłam telefon w dłoni, by w końcu jednym mocnym ruchem wrzucić rozdzwonione urządzenie do jeziora.
Nastała cisza. Piękna, chłodna, spokojna cisza, przerywa tylko szumem wiatru i dźwiękiem świerszczy. 
Mało kto zna tak doskonały stan, tak piękny moment wolności, że aż chcę się płakać. Ja właśnie takiego doświadczałam. Uniosłam głowę w stronę pełni księżyca i uśmiechnęłam się delikatnie, czując jak po policzkach spływają mi łzy.

sobota, 4 czerwca 2016

Dwudzieste kłamstwo: "Ma rację..."

Gdy siedziałam już w szkolnej ławce na drugiej matmie z rzędu, miałam kompletnie zjebany humor. Raz, że nauczyciele nami gardzą dwa, że nasi "rówieśnicy" gardzą mną. Nie mam do nich jakiś wielkich pretensji raz, że mnie się nie da lubić dwa, że moja pogarda do nich przebija ich w przedbiegach. Nauczycielka usiadła przy biurku otwierając dziennik. Po chuj to stare babsko sprawdza obecność skoro to już druga lekcja z nią? Westchnęłam tylko bawiąc się długopisem, i nasłuchując swojego imienia.
-Georg Wink?
Przerośnięta szynka z minusowym ilorazem inteligencji.
-Obecny.
-Nina Wood?
Sukowata miss szkoły.
-Obecna.
-Natalia Broś?
Dziewczyna z zagranicy, rzadko się do kogoś odzywa.
-Obecna.
-Alice Rose Rain?
Aspołeczny, chory na łeb, żałosny mały śmieć.
To podpowiedział mi szyderczy głosik w mojej głowie.
-Obecna.- Wycedziłam przez ściśnięte zęby.
-Matt Jester?
Nieco zagubiony chłopak z najgorszym przyjacielem na świecie.
-Jestem.- Jebany zawsze wychodzi poza schematy.
Dalej już nie słuchałam, chciałam tylko żeby ten dzień się skończył. Matt rutynowo poszedł spać, ale jego włosy i to, że opierał się na ręce dawało wrażenie jakby zwyczajnie patrzał w zeszyt. Ja rozejrzałam się znudzonym wzrokiem po klasie.
Poprawianie makijażu, pisanie sms-ów, gadanie itp. tylko nieliczni ostro zakuwali. Słyszałam nawet jak gadają o mnie. Dowiedziałam się, że sama zrobiłam sobie te blizny żeby zwrócić na siebie uwagę,  nie było mnie w szkole bo byłam w psychiatryku, po śmierci matki mieszkam w bidulu ale to zależy od wersji bo inni mówią, że na ulicy, i wiele innych. Dzięki za info sama tego nie wiedziałam. Opadłam na oparcie krzesła patrząc na świat za oknem.
-ALICE!- Aż podskoczyłam na krześle, gdy to spróchniałe kobieto-podobne stworzenie na mnie ryknęło.
-CO?!-Krzyknęłam równie głośno.
-Uważaj na lekcji. Pytałam cię o wynik tego równania.- Wskazała kredą jakiś zbiór liczb i liter.
-Nie wiem.- Powiedziałam wprost.
-Jak tak dalej pójdzie z twoją i Matt'a edukacją to czarno widzę waszą przyszłość.
-Ja też. W trumnach raczej nie montują lampek.- Mruknęłam na tyle głośno by usłyszała.
-Nie pyskuj moja droga. Nie chodzisz do szkoły a gdy łaskawie się pojawisz pyszczysz jak tylko się da.
-Stać mnie na więcej.- Prychnęłam z wrednym uśmieszkiem.
-Więc udowodnij to w nauce.- Skrzywiła się, mierząc mnie wzrokiem po czym wróciła do męczenia uczniów.
Przewróciłam oczami. Udowadniam to codziennie, tylko oczywiście nie tak jak wszyscy oczekują. Znów wyjrzałam za okno. Nawet słońce zaszło, nie chcąc patrzeć na ten cyrk. Zamknęłam oczy, i nie pamiętam reszty lekcji bo zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek na przerwę. Poderwałam się i szturchnęłam czerwonego, który chrapnął głośno i otworzył oczy.
-Koniec lekcji.-Oznajmiłam pakując swoje rzeczy.
-Teraz historia.- Przeciągnął się ziewając przy tym.
Zastygłam z zeszytem w dłoni.
Historia? O matko...
Nie nie przesadzam. Koleś który nas uczy pluje na odległość wystarczającą by ochlapać nawet tylne ławki. Niech to chuj strzeli że nie wzięłam dziś parasolki...

Na szczęście lekcje kiedyś się kończą. Wyszłam z tego piekielnego budynku kierując się do bramy. Matt niestety musiał zostać jeszcze trochę dłużej.
Gdy przechodziłam przez opustoszały o dziwo park, choć w sumie nie takie dziwne skoro pogoda nie dopisuje poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i otworzyłam sms-a.

Od: Alex
Alice właśnie przyszliśmy do domu z demonem. Wszystko z nim już ok, ale od razu po otworzeniu drzwi od samochodu gdzieś pobiegł.

Aż pisnęłam ze szczęścia. Pobiegł pewnie się wyszaleć. Jak wspominałam kiedyś dałam mu wolność. Idzie kiedy chcę bo wiem, że i tak wróci gdy się wybiega. Z o wiele lepszym humorem ruszyłam przed siebie do domu. To najlepsza wiadomość od dłuższego czasu.

Gdy otworzyłam drzwi powitał mnie zapach obiadu, jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Zdjęłam buty i pobiegłam do kuchni.
Nie wierzę faceci przy garach no tego to ja jeszcze nie widziałam. Dziewczyny za to siedziały zadowolone na kanapach w salonie malując paznokcie.
-Hej Alice!-Sammi pomachała mi z uśmiechem.
-Cześć.- Zdjęłam plecak z ramienia i nieco niepewna podeszłam do nich.
-Siadaj.- Ella poklepała miejsce obok siebie, uważając jednak na swoje świeżo pomalowane szpony.
Posadziłam więc swój tyłek zerkając to na dziewczyny to na chłopaków.
-Odpracowują wybryk z rana.- Wyjaśniła w końcu Lauren widząc moje uniesione brwi.
-Posprzątali a teraz gotują.- Dodała Alex dmuchając swoje paznokcie.
-Taki patent.- Oparłam się wygodnie, siadając po turecku.
-A jak w szkole?- Siostra uśmiechnęła się do mnie.
-Jak w piekle.- Mruknęłam na co zmarszczyła brwi.- Czyli jak zawsze.
Pokiwała głową nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
-Może pomalować ci paznokcie?- Sammi chcąc zmienić temat pomachała mi lakierem.
Spojrzałam na swoje paznokcie pokryte resztkami czarnego koloru, jakoś nigdy lakier nie wytrzymywał u mnie długo.
-Nie dzięki.- Schowałam je do kieszeni.
-Oj daj spokój.- Uśmiechnęła się siadając obok.
Wyciągnęła mi ręce z kieszeni i wcześniej zmywając resztki starego lakieru, zaczęła piłować mi paznokcie.
-Co oni się tak wleką? EJ JESTEŚMY GŁODNE!-Ella spojrzała w stronę kuchni z wyrzutem.
-STARAMY SIĘ!
-Co za ludzie.- Prychnęła tylko.
-Jaki chcesz kolor?- Sammi podała mi kilka lakierów.
-Czarny.
Pokiwała głową zabierając się do malowania. Przyznam, że moje paznokcie nigdy nie były tak zadbane.

Chłopaki w końcu skończyli gotować, a mi w tamtym momencie akurat wysechł lakier. Sielanka itp itd. Nie otrułam się, obiad ogólnie zjedliśmy razem. Jednak ja jako osoba nie lubiąca takich akcji po zjedzeniu szybko zawinęłam do pokoju.
-Żal patrzeć jak dajesz się głaskać.
-Możesz choć dzisiaj dać mi spokój?-Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem.
-Hmmm...Nie.-Jej uśmieszek irytuje mnie jak nic innego na tym świecie.
Usiadłam na łóżku przymykając oczy.
-Spójrz na siebie, czym ty jesteś. Beztalencie, ohydne małe żałosne stworzone bez perspektyw i planów. W dodatku nie umiesz sama sobie radzić.-Zatkałam uszy.
Niech ją szlak zawsze gdy jest w miarę ok pojawia się ona by wszystko zjebać.
-Dobrze wiesz, że i tak będziesz mnie słyszeć.-Jej głos odbijał się echem w mojej głowie.
Dobrze wiesz, że jesteś problemem.
Nikt cię nie potrzebuje.
Jesteś bezwartościowa.
Jesteś śmieciem! NIKIM!
Twój widok po prostu obrzydza.
Jesteś ohydna.
Jesteś ciężarem dla tego świata.
-Wiem...-Wyłkałam w końcu skulona jak tylko się da.-Wiem...
Zrób wszystkim przysługę i zniknij. Ucieknij, zabij się cokolwiek. Widzisz jak wszyscy tu są przez ciebie zmęczeni? Mają cię dość. Wynośmy się stąd bo nawet ja nie mogę patrzeć na to jak przez ciebie cierpią. Nawet Matt ma cię dość, już o kundlu nie wspominając.
A jeszcze kilka minut temu wszystko było ok...
Wstałam sięgając po jakąś torbę. Ona ma rację...
Zaczęłam pakować jakieś rzeczy, jakieś pieniądze. Wszystko jedno. Chciałam tylko żeby był już wieczór żeby wszyscy poszli spać.

I ów wieczór nadszedł. Wszyscy już poszli do swoich pokoi i dawno kimali.
Idziemy. Weź deskę.
Rzeczywiście zapomniałam. Z głębin szafy wyciągnęłam starą deskorolkę. Wzięłam ją pod pachę, sprawdziłam czy mam telefon i fajki, i po chichu wyszła z domu poprawiając plecak na ramionach.
Brawo, choć raz zrobiłaś coś pożytecznego w swoim życiu.
Nałożyłam kaptur na głowę i mocnym ruchem odepchnęłam się od podłoża. Pojechałam przed siebie.
Wiatr rozwiewał uciekające spod kaptura włosy i przyjemnie wiał mi po twarzy. Już dawno nie czułam się tak dobrze.
Widzisz? Teraz chociaż nikomu nie wadzisz, a przy odrobinie szczęścia coś cię przejedzie.
Zaśmiałam się pod nosem. Byłam tak zmęczona, że takie coś tylko mnie rozśmieszyło.
-Też mam taką nadzieję.- Wymruczałam pod nosem.
Mogłam już tylko jechać przed siebie.

~~~~
Rozdział dziwny i niespójny. Tak z dupy uciekła z domu, ale pomyślałam, że robi się za spokojnie i trzeba coś odwalić.

niedziela, 27 marca 2016

Dziewiętnaste kłamstwo: "Zajebiście"

Ta część będzie nieco mdła dla niektórych. Będzie zawierać sporo troskliwych rozkmin Andy'ego, gwałtownych zmian tematów, czy innych zmian, więęęęc nieco inaczej itp. Ostrzegam że możecie się porzygać od tego więc czytacie na własne ryzyko.
~~Andy~~
Kiedyś pomyślałbym, że naprawdę się ze mną zgodziła. Teraz jednak zaczynam się zastanawiać czy to co mówi jest dla mnie. Trzymając ją tak blisko czułem każde najmniejsze drgnięcie jej mięśni. Delikatnie przejechałem dłonią po jej nieco poplątanych włosach, pamiętając jak uspokajało ją to u weterynarza, gdy demon tam trafił. Rozluźniła się nieco. Bluza, którą na sobie miała zsunęła się z ramion ukazując bliznę biegnącą w poprzek jej pleców. Jedna z wielu "pamiątek" na jej ciele. Mimo,że nie znałem jej nawet w tedy, teraz czułem się winny. Winny tego, że jej nie obroniłem. Mała, przestraszona dziewczynka rzucona brutalnie w zły świat dorosłych. Tak mniej więcej widziałem prawdziwą Alice. Tę Alice, która tak naprawdę bała się ludzi, i tego jak mogą ją skrzywdzić więc ona krzywdziła ich pierwsza.
Wplątałem dłoń w jej włosy. Moje palce natrafiły na podłużne gładkie miejsce w, którym widocznie nie rosły włosy. Kolejna blizna? Od czego? Przez kogo? Sam nie wiem czy chcę wiedzieć...
-Mieliśmy mieć sztamę pamiętasz? Mieliśmy podpisany pakt rozejmu.-Mruknąłem nie przerywając gładzenia jej włosów.
-I co z tego?- Wzruszyła ramionami.
-Jak to "co z tego"?
-Tak to. To miał być rozejm nie przyjaźń.- Podkreśliła to bardzo wyraźnie.
-A czemu nie chcesz przyjaźni?
-A po co mi to od ciebie?-Odsunęłam się ode mnie gwałtownie.- Od kogokolwiek?- Spojrzała na mnie z pogardliwą kpiną.
Wytrzymałem ten wzrok. Kilka razy widziałem jak ludzie wzdrygają się gdy Alice na nich spojrzy po czym odwracają wzrok, ale dla mnie te oczy nie były ani straszne, ani w jakikolwiek sposób złe.
Tak jak myślałem, to ona pierwsza go odwróciła, i zrobiła to co zawsze, oparła się o ścianę.
Kątem oka dojrzałem przypiętą do ściany kartkę, kartkę która była w pudle z prezentami powitalnymi od nas wszystkich. Sprawiło mi jakąś dziwną przyjemność, że mimo wszystko ją zachowała.
Właściwie to dopiero teraz zauważyłem, że pościągała z siebie bandaże. Dużo rzeczy mi chyba umknęło ostatnio.
-Sama je pościągałaś?-Wskazałem na miejsca, gdzie rany zaczynały się zabliźniać.
-Byłam w szpitalu na ściąganiu tego wszystkiego.-Wskazała też na wargę, gdzie zamiast szwów znajdowała się jasna blizna.- Wyglądam jakbym wróciła z wojny.- Wskazała też palcem na prawe oko, przecinała je spora nadal dość mocno czerwona blizna.- Skurwysyny.-Warknęła podkulając nogi.
-Nie jest źle.- Spojrzała na mnie dziwnie.- Blizny, to blizny każdy jakieś ma. Tobie nie odbierają uroku, nawet jeśli masz ich bardzo dużo.- Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Da się żyć, nie zwracam jakoś wielce uwagi na wygląd.-Wzruszyła ramionami.
Nagle w głowie zapaliła mi się jeszcze jedna lampa.
-Ej....Kiedy ty ostatnio byłaś w szkole?-Przymrużyłem oczy.
Alice wytrzeszczyła oczy.
-Yyyyyy...- Wszystko jasne.
-Jutro poniedziałek.-Stwierdziłem kiwając głową.- Pójdziesz do niej.
-Nie chce mi się.- Warknęła wręcz.
-Jeśli jutro pójdziesz zorganizuje ci usprawiedliwienie lekarskie na te wszystkie nieobecne dni.- Powiedziałem wprost.
Zamyśliła się na chwilę.
-Dwa.- Odpowiedziała po chwili.- Matt też nie chodził.
Wyciągnąłem do niej rękę.
-Stoi.- Uścisnęła ją.
-Tylko na pewno.- Mruknęła po chwili.- Bo ja mam wyjebane czy mnie wywalą czy nie, ale ty chyba nie.-Wzruszyła ramionami.
Pokiwałem głową wstając.
-Szykuj się. Dam ci na dzisiaj spokój.- Nic na to nie powiedziała.
~~Yuki~~
Szkoła. Zajebiście. ZA-JE-BI-ŚCIE. Zaaaaaajebiścieeeeee.
Walnęłam tyłem głowy w ścianę. Sięgnęłam po telefon, i wybrałam szybko numer do czerwonego.
Odebrał po dwóch sygnałach.
-Co jest?- Brzmiał jakby był mocno zmęczony życiem.
-Jak tam?-Pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Właśnie skończyłem sprzątać.- Mruknął ziewając.- A tam? Brzmisz dziwnie.
-Wysyłają mnie do szkoły.- Westchnęłam opierając się wygodniej.
-Co ty dajesz?- Prychnął cicho śmiechem.- Najwyżej się pójdzie, też się mogę przejść.
-Dodatkowo jeśli jutro tam pójdziemy Andy skmini nam lekarskie usprawiedliwienia na tamte dni.
-Serio? Ej zajebiście. Nie będzie pretensji.
-No w sumie ta.- Uśmiechnęłam się lekko.
-Yuki...
-Hm?
-Jesteśmy przyjaciółmi nie?-Miał nieco niepewny głos.
-Czemu o to pytasz?- Aż przypomniało mi się jak gadaliśmy przed domem.
-Tak jakoś...Po prostu...Po prostu...Chciałbym to usłyszeć, ale tak szczerze.
-Pewnie, że tak.- Jakoś ścisnęło mi się gardło.
-Dzięki Yuki.- Mogłabym przysiąc, że teraz się uśmiecha.- Przyjdę po ciebie rano, ok?
-Jasne.- Pokiwałam głową.
-Dobranoc Alice, śpij dobrze.- Nie poczekał na moją odpowiedź, zwyczajnie się rozłączył.
Zmarszczyłam brwi totalnie zbita z tropu takim zachowaniem czerwonego. Coś jest nie tak...
Odsunęłam telefon od ucha, by napisać sms-a.

"Dobranoc. Do jutra."

Wyświetlił, ale odpowiedzi się nie doczekałam. Padłam na poduszki, czując jeden wielki niepokój. Coś ewidentnie wisi od jakiegoś czasu w powietrzu...

Ranek, i znów ten pierdolony budzik. Wyłączyłam go zaspana jak ja pierdole i jeszcze trochę. Podniosłam się do siadu przecierając oczy, wstałam a raczej wywlekłam się z łóżka do łazienki. Umyłam się, ubrałam w jak zwykle czarne ciuchy, rękawiczki bez palców, naciągnęłam trampki na nogi, uczesałam mniej więcej włosy, zmieniłam srebrnego kolczyka w wardze na czarny podziwiając w lustrze swój snake bites, i zastanowiłam po chuj tak wcześnie wstałam jak teraz mam jeszcze trochę czasu.
Usiadłam na łóżku, i zaczęłam się bawić jakimiś nitkami wystającymi z dziur w spodniach. Znudziło mi się to po jakiś 5 minutach, więc wstałam wpakowałam do obszarpanego, i popisanego plecaka jakieś książki, po czym razem z nim zeszłam na dół, łapiąc po drodze telefon, słuchawki, i fajki.
W kuchni o tej godzinie jeszcze nikogo nie było. Rzuciłam plecak na jedno z krzeseł, żeby zrobić sobie chociaż jedną kanapkę na śniadanie. Gdy smarowałam chleb ktoś wszedł do kuchni.
-O cześć mło...znaczy Alice.- Gdy się odwróciłam zobaczyłam...Ash'a.
-Hej.- Mruknęłam wracając do robienia kanapki.
-Co tak wcześnie wstałaś?-Spojrzałam na niego jak na debila.- Aaaa no tak szkoła.- Pokiwał głową nastawiając wodę na kawę.- Sorry zapomniałem.
-Spoko- Pokiwałam mu chowając produkty do lodówki.- A ty? Czemu wstałeś?
-Twoja siostra wypchała mnie z łózka.- Zaśmiał się przecierając oko.- Rozwaliła się na całym łóżku, a gdy próbowałem na nie wrócić. Pffffff zapomnij, że da rade. Śpi twardo i ani rusz z mojej połowy.
Mruknęłam coś w stylu "aha" przeżuwając kawałek kanapki.
W między czasie do kuchni zszedł jeszcze Jinxx i Jake. Gadali sobie we trójkę gdy ja co chwila patrzałam na telefon. 
-Siadaj.- Koleś zwany Jinxx'em odsunął jedno z krzeseł.-Stoisz tak ciągle przy tym blacie, niedługo nogi wrosną ci w ziemię.
Wzruszyłam ramionami siadając z nimi przy stole.
-Uśmiechnij się choć raz, jeszcze ani razu nie widziałem żebyś to zrobiła.- Jake uniósł brwi do góry.
-A ty byś się cieszył wiedząc, że zaraz pójdziesz do szkoły?- Ash trafił go skórką chleba prosto w czoło.
-Czy ty mi wypowiadasz wojnę Purdy?- Spojrzał na niego z przymrużonymi oczyma.
W odpowiedzi dostał w oko plastrem pomidora...zaczęło się...
Patrząc z bezpiecznej odległości na tę istną wojnę w , której Jinxx pełnił rolę niewinnej ofiary obrzuconej serem, miałam wrażenie, że jestem na polu walki...albo w przedszkolu. Mimo wszystko uśmiechnęłam się lekko na widok dwóch dorosłych kolesi bawiących się w wojnę na jedzenie.
-Co tu się kurwa dzieje...-Andy jakby znikąd pojawił się za mną razem z CC'im.
-Wygląda mi to na walkę na jedzenie.- Spostrzegawczość drugiego w tej chwili mnie rozwaliła.
-Przecież widzę co robią.- Biersack po krótkim zastanowieniu wszedł razem z Chris'em do kuchni.- Ej ogarnijcie się bo...-I był to ich błąd...
W chwili gdy Andy zaczął cokolwiek mówić Ashley rzucił w Jake'a naprawdę sporym workiem mąki. Biała eksplozja pochłonęła całą kuchnię i nie tylko. Miałam to szczęście, że zdążyłam odskoczyć i mnie nie dosięgło, ale chłopacy....cóż...
Stałam tam z uniesionymi brwiami patrząc na białą powoli opadającą chmurę mąki. Gdy opadła całkowicie, odsłoniła kolejno pfffhahhahah no nie mogę!
Andy stał wyprostowany jak struna mrugając delikatnie, by mąka nie weszła mu do oczu, Ask stał lekko zgarbiony miał zamknięte oczy i trzymał kawałek worka w dłoni, Jake zastygł za to z rękoma wysuniętymi przed siebie jak w chwili gdy worek do niego leciał, CC przecierał oczy pokasłując od czasu do czasu, za to Jinxx który najmniej z wcześniejszej trójki tu zawinił stał nieco dalej z kubkiem w dłoni kiedyś wypełnionym z kawą teraz białym proszkiem. Dosłownie wszystko pokryte grubą warstwą mąki. 
-O kurwa.- Ash otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Andy patrzał na niego z mordem w oczach.
-Ty idioto.- Otrzepał włosy nadal mordując go oczyma.
-Tooo nie tak miało być...-Przyznał winowajca nieco zgaszony.
-Dziewczyny nas zabiją...-Jake strzepał mąkę z ubrań a przynajmniej próbował.
-Nie nas tylko tego debila.- CC wskazał tu na basistę.
Zaśmiałam się na co wszyscy zwrócili się w moją stronę.
-...ONA SIĘ ŚMIEJE!- Ofiara wojenna uniosła obie ręce do góry.
-Choć jeden dobry aspekt tego wszystkiego...
Po chwili Ash zaczął cicho chichotać.
-Czego ci tak wesoło?- Andy ogarniał wzrokiem bałagan.
-Po-popatrzcie na siebie. Wyglądacie jak bałwanki! 
Wszyscy popatrzeli po sobie nawzajem...i o dziwo po złości nie było śladu a wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ej dobra panowie trzeba to posprzątać zanim...
-CO TU SIĘ DO KURWY NĘDZY STAŁO?!- O-ho.
Dziewczyny stały centralnie za mną z szokiem wymalowanym na twarzach.
Przełknęłam głośno ślinę czując w tym samym momencie wibracje w kieszeni. Szybko wyciągnęłam telefon.

"Jestem"

Rozejrzałam się, i korzystając z okazji, że wszyscy stoją jak skamieniali wybiegłam z domu krzycząc jeszcze krótkie "To nie ja!". Po zamknięciu drzwi usłyszałam pierwszy opierdol skierowany w stronę płci męskiej, więc nie kusząc losu w biegu złapałam rękę Matt'a ciągnąc go za sobą.
-Ej co jest??- Spojrzał na mnie niekumato.
-Nie pytaj, biegnij!-Wydyszałam nadal ciągnąc go za sobą.

środa, 2 marca 2016

Osiemnaste kłamstwo: "Nie chcę"

Rano obudziłam się trochę skołowana...Cóż może dlatego, że nie mam ubrań, ledwo ogarniam gdzie jestem a obok mnie leży naga dziewczyna...O chuj...
Zakryłam szybko cycki kołdrą, lecz oczywiście moja nad wyraz rozwinięta koordynacja ruchowa zwaliła mnie z łóżka.
-Kurrrrrwa.- Warknęłam gdy mój tyłek brutalnie przywitał podłogę.
Owinęłam się kołdrą równie białą jak moja skóra, przez co wyglądałam jak kurwa mędrzec w todze.
-Nic ci nie jest?- Kompletnie zaspana turkusowo-włosa wychyliła się zza krawędzi łóżka.
-Em...Będę mieć siniaka na dupie, ale chyba nie.- Szczerze? Nie wiedziałam jak się zachować.
-Biedny tyłek.- Stwierdziła z lekkim uśmiechem i jakby nigdy nic wstała po fajki.
Tak kompletnie naga i miała w to ewidentnie wyjebane.
-Po tym co wczoraj robiłyśmy mam się wstydzić?- Zaśmiała się cicho odpalając papierosa.
Otworzyłam szeroko oczy z mało inteligentną miną.
-Czytasz mi w myślach?- Tak kurwa Yuki i ciska piorunami z oczu.
-Bardziej z twojej miny.- Usiadła z powrotem na łóżku po turecku, gdy ja nadal owinięta kołdrą okupywałam podłogę.
-Więc...- Ja jebie świat się kończy Alice Rain się zacięła!
-Usiądź na łóżku nie gryzę.- Uśmiechnęła się tajemniczo.- Aż tak mocno.
W sumie...wyjebane.
Usiadłam naprzeciw niej nadal trzymając na sobie kołdrę, i sama zapaliłam.
-Nie musisz się zakrywać.- Strzepała popiół do stojącej na stoliku popielniczce. No kurwa nie, znowu popielniczka, jakoś nie mogę teraz nie czuć, że mnie prześladują.
-Jestem goła.- Odpowiedziałam inteligentnie.
-Wiem.- Wzruszyła ramionami.- Ja też.- Wypuściła powoli dym z ust wpatrując się we mnie.- Nie masz się czego wstydzić.
Nagle uderzyła we mnie ta świadomość. Zrobiłam to z dziewczyną. Pijana zrobiłam TO z dziewczyną. Dziewczyną, która teraz po prostu siedzi obok mnie i pali ze mną szluga. O ja cię pierdole...Znaczy nie kurwa nie pierdole! Znaczy...kurwa...
-Spokojnie, mogę cię zapewnić, że w ciąże nie zajdziesz.- Zaśmiała się.
-No nie gadaj.- Uniosłam obie brwi do góry.
Turkus zgasiła już końcówkę fajki co zrobiła również z moim i pocałowała mnie.
-Słuchaj.- Powiedziała gdy się odsunęła.- Nie zrobiłyśmy nic strasznego. Było ci dobrze, mnie też. Całe to pierdolenie...- Przerwałam jej.
-Nie chodzi o to....chodzi o to, że...ja jebie...-Normalnie nie mogłam się wypowiedzieć.
-Że nigdy tego nie robiłaś z dziewczyną?
-Chyba tak...-Nie mogłam uwierzyć ile wstydu teraz poczułam.
Ona za to przytuliła mnie do siebie.
-Zacznijmy od początku.- Odsunęła się ode mnie i wyciągnęła rękę.- Mam na imię Sue, ale mów mi Raven.- Uśmiechała się tak miło...
-Alice, ale mów mi Yuki.- Uścisnęłam jej dłoń.
-Miło mi Yuki.-Delikatnie smagała kciukiem moją skórę.
-Ze wszystkimi tak gadasz po seksie?-Spytałam poprawiając na sobie kołdrę.
-Tylko te, które naprawdę mi się podobają tak mają.- Ubrała powoli swoją bieliznę.
-Czyli jesteś...
-Tak lesbiją.- Wyprzedziła mnie.
Kiwnęłam głową wpatrując się w nią.
-Jeśli chcesz się ubrać mogę odwrócić się tyłem. Mimo, że jak ci już mówiłam nie masz się czego wstydzić.
-To mamy odmienne zdanie.- Sięgnęłam po stanik i majtki.
Raven odwróciła się tyłem. Ubrałam się szybko, na prawdę szybko. Sięgnęłam nawet po telefon, w końcu fajnie by było się dowiedzieć, która godzina.
Odblokowałam go...o kurwa 62 nieodebrane połączenia. Witaj przesłuchanie, które będę miała po powrocie!
-Już?
-Tak, tak.- Kompletnie o niej zapomniałam.
-Problemy?- Kiwnęła głową na telefon.
-62 nieodebrane, będę miała wykład.- Odparłam bezsilnie.
-UUuUuUUu to nieźle piękna.-Zignorowałam to mimo uszu.
-To ja zawijam i to na gazie.- Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam do drzwi.
-Czekaj.- Chwyciła mnie za rękę i dała buziaka w polik.- Do następnego.- Puściła mi oczko i wsunęła coś do kieszeni.
Kiwnęłam jej, nie wiem czemu i szybko wybiegłam z pokoju.
Istne pobojowisko właśnie to zobaczyłam. Smile tego nigdy nie uprzątnie.
Ludzie spali tam gdzie pewnie stali wcześniej, pełno śmieci...szkoda nawet opisywać armagedon po prostu, a czerwonego łba jak okiem sięgnąć nigdzie nie było.
Pokręciłam jedynie głową i wybiegłam na maksymalnym spidzie do domu. Gdy wbiegłam na podwórko, z przerażeniem spojrzałam na drzwi. Nie żebym bała się kary czy coś, ale wizja tego jak mi będą truć zniechęcała mnie do powrotu. Wzięłam jednak głęboki wdech i z odważnie zaciśniętymi pięściami otworzyłam drzwi....i szybko tego pożałowałam.
Od progu powitał mnie Andy. Jego mina mówiła "Jestem wściekły w chuj. Nie spałem całą noc. Masz przejebane.". Wyszczerzyłam zęby w niezręcznym uśmiechu widząc jego założone ręce i karcące spojrzenie.
-Heeeeej staryyy.- Pomachałam mu szukając kątem oka drogi ucieczki.
-Nie spałem całą noc.- Powiedział niskim zdenerwowanym głosem.- Nie spałem całą pierdoloną noc, bo ty zniknęłaś. A teraz przychodzisz do domu i jedyne co masz mi do powiedzenia to "Hej stary"?
Przełknęłam cicho ślinę.
-Mogę to wyjaśnić!- Krzyknęłam odruchowo.
Co ja do cholery gadam...Nie mam nawet wymówki...A przecież prawdy mu nie powiem...
-No słucham.- Wbijał we mnie to wyczekujące spojrzenie.
No dalej mózgu aktywacja, myśl kurwa jakaś dobra wymówka na szybko. Eeeee niech no pokminię, Porwać mnie nikt nie porwał, w kosmitów raczej nie wieży....fuuuuck.
-No podobno możesz się wytłumaczyć.- Nadal to spojrzenie, gościu odpuść mi!
Westchnęłam ciężko jednoznacznie się poddając, na co on pokręcił głową.
-Niech zgadnę piłaś.- Teraz wyglądał bardziej na załamanego niż wściekłego.
-Po czym wnosisz?- Tak udawanie debila jest moją mocną stroną...chyba.
-Wali od ciebie alkoholem.- Ten gościu serio potrafi dogadać.
-Punkt dla ciebie.- Przyznałam kiwając z uznaniem głową.
Jeśli myślicie (bo ja tak myślałam), że to będzie koniec katorgi to grubo się myliliście. Opowiem w skrócie. Andy zaprowadził mnie do salonu gdzie o zgrozo była też Alex. Oboje stali nade mną i dali taki opierdol, że poczułam się jakbym miała 5 lat. Jednak! To nie koniec! Gdy już myślałam, że mogę iść, do domu przyszedł Ash, który o dziwo wstawił się za mną tłumacząc, że każdy kiedyś odpierdalał takie rzeczy. Oczywiście doszło nie do kłótni, a do dyskusji na ten temat. Ludzie miałam jakieś koło dyskusyjne w salonie! Ja za to korzystając z okazji spierdoliłam na górę. Kooooniec.
Nieźle. Jak dla mnie wspaniale. Przespałam się z laską, dostałam opierdol, mój przyjaciel jest dilerem, a na koniec wszystkiego jestem chora. Dziękuję, dobranoc, chuj. Tyle mam do powiedzenia w tym temacie.
Usiadłam ciężko na parapecie, otwierając po chwili okno. Muszę zapalić, bo inaczej nie wyrobię...
Jakoś w połowie fajki ktoś zapukał do drzwi.
-Nosz kurwa mało wam?!- No i nerwy puściły.
-Chciałem tylko pogadać.- Usłyszałam głos wokalisty, o dziwo już spokojny.
Po chwili ciszy wypuściłam ciężko dym z płuc, i nie patrząc nawet na drzwi pozwoliłam mu wejść.
-Właź.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do pokoju wszedł kat od siedmiu boleści. Zamknął je nogą i wkładając fajkę do ust usiadł obok mnie.
-Czemu koniecznie chcesz nam robić na złość?- Walnął prosto z mostu, odpalając ją.
-Co masz przez to na myśli?- Nie chciałam nawet na niego patrzeć, wgapiałam się w widok za oknem.
-To, że my chcemy żeby było ok.- Wziął głęboki wdech.- Ale ty tego nie chcesz. Mam przynajmniej takie wrażenie.
-Żeby było ok.- Prychnęłam śmiechem.- Gdzie jestem ja tam nigdy nie będzie ok, ze mną też nigdy kurwa nie będzie ok!- Zgasiłam peta w jakiś kubku z niedopitą kawą i wstałam z parapetu.
-Ale czemu? Wyjaśnij mi to bo nie rozumiem, a chcę cię zrozumieć, chcę jakoś dotrzeć do ciebie.-Również wrzucił końcówkę do kubka.
Obróciłam się tyłem do niego i bez słowa uwaliłam na łóżko.
-Na chuj ci to rozumieć?- Mruknęłam siadając tak, że mogłam się oprzeć o ścianę.- Za niecałe dwa lata będę pełnoletnia, w tedy już nikt z was nie będzie się musiał ze mną użerać. Wybędę stąd gdzieś w pizdu.
-Przestań tak mówić!.- Uniósł się stając obok łóżka.- To jest twój dom! Nie chcemy żebyś wybywała w pizdu! Chcemy spokojnie żyć w zgodzie! Czemu ty tego nie chcesz?!
-BO NIE JESTEM CZĘŚCIĄ WASZEJ PSEUDORODZINY!- Wykrzyczałam to prosto w jego twarz.- NIE POTRZEBUJE RODZINY! TAK SAMO JAK WSPARCIA, CZY WASZYCH PIEPRZONYCH GADANIN O TYM JAK TO BARDZO WAM NA MNIE ZALEŻY! CHUJA PRAWDA!
Nagle wyraz jego twarzy zmienił się ze zdenerwowanego w...sama nie wiem. Wyglądał jakby serio go to dotknęło, jakbym tymi słowami go zraniła.
-Mówisz że sama dasz sobie radę tak?- Nagle się uspokoił.
-Tak i to o wiele lepiej.- Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Pokiwał głową zagryzając lekko wargę.
-Jak? Pijąc? Tnąc się? To jest twój sposób? Tak chcesz żyć?- Cały czas wlepiał we mnie wzrok.
-To nie jest twój interes.
-To jest mój interes Alice. To jest mój pierdolony interes bo się o ciebie martwię tak samo jak inni w tym domu.- Wziął głęboki wdech i usiadł obok mnie.- Wiem, że ciężko ci komukolwiek zaufać. Nie dziwie ci się.
Odwróciłam od niego wzrok.
-Ale proszę chociaż spróbuj nas zrozumieć. Nie chcemy dla ciebie źle...
-Nie chcę nikogo rozumieć.- Zagryzłam wargę.- Cały czas muszę kurwa kogoś rozumieć, z czymś się godzić, i na coś pozwalać. Mam w chuj dość.-Głos mi się lekko złamał.
-Możemy przestać ze sobą walczyć? Ja też mam dość ciągłego krzyczenia, ciągłego denerwowania się i innego gówna.
Pociągnęłam cicho nosem.
-Więc mnie zostaw wreszcie w spokoju.- Westchnęłam.- Żyjcie swoim pieprzonym życiem a moje zostawcie, przestańcie na siłę mnie ugłaskiwać.
-Wypierdol go po prostu z pokoju.
Głos odbił się echem w mojej głowie.
-Zamknij się.- Syknęłam zamykając oczy.
-Nic nie powiedziałem.-Po głosie dało się wyczuć, że jest nieco zbity z tropu.
-Ten raz rusz łbem. Wywal go i będzie z bani, ta wasza gadka to jedno wielkie masło maślane. Słuchać się tego nie da.
-Powiedziałam zamknij się!- Złapałam się za włosy jakby to miało ją wywalić z mojej głowy.
Poczułam dłoń na ramieniu.
-Alice...co się dzieje?
Poczułam się jakby wylał na mnie kubeł zimnej wody. Brawo Yuki teraz ma cię jeszcze za wariatkę.
-Nic...nic się nie dzieje.- Pokręciłam nieco skołowana głową.
Teraz to już w ogóle musi mieć zajebiście wykreowany obraz mnie w głowie.
Moja cicha nadzieja na to, że się przestraszy moich schiz i spierdoli pękła niczym bańka gdy delikatnie mnie objął.
-Co...-Przerwał mi.
-Teraz to ty się zamknij.- Zacisnął oplatające mnie ramiona nieco mocniej.- Jeśli chcesz płakać, płacz. Jeśli chcesz krzyczeć, krzycz. Jeśli chcesz mnie uderzyć, uderz. Jeśli jednak chcesz żebym teraz zostawił cię samą, to nie ma mowy.-Zamrugałam parę razy desperacko chcąc zatrzymać łzy cisnące się do oczu.- Nie udawaj,że nic nie może cię zranić. Jesteś człowiekiem jak każdy, a ludzie mają uczucia.
-Alice on kłamie.
-Wiem.-Odpowiedziałam, sama nie wiem już komu.