niedziela, 27 marca 2016

Dziewiętnaste kłamstwo: "Zajebiście"

Ta część będzie nieco mdła dla niektórych. Będzie zawierać sporo troskliwych rozkmin Andy'ego, gwałtownych zmian tematów, czy innych zmian, więęęęc nieco inaczej itp. Ostrzegam że możecie się porzygać od tego więc czytacie na własne ryzyko.
~~Andy~~
Kiedyś pomyślałbym, że naprawdę się ze mną zgodziła. Teraz jednak zaczynam się zastanawiać czy to co mówi jest dla mnie. Trzymając ją tak blisko czułem każde najmniejsze drgnięcie jej mięśni. Delikatnie przejechałem dłonią po jej nieco poplątanych włosach, pamiętając jak uspokajało ją to u weterynarza, gdy demon tam trafił. Rozluźniła się nieco. Bluza, którą na sobie miała zsunęła się z ramion ukazując bliznę biegnącą w poprzek jej pleców. Jedna z wielu "pamiątek" na jej ciele. Mimo,że nie znałem jej nawet w tedy, teraz czułem się winny. Winny tego, że jej nie obroniłem. Mała, przestraszona dziewczynka rzucona brutalnie w zły świat dorosłych. Tak mniej więcej widziałem prawdziwą Alice. Tę Alice, która tak naprawdę bała się ludzi, i tego jak mogą ją skrzywdzić więc ona krzywdziła ich pierwsza.
Wplątałem dłoń w jej włosy. Moje palce natrafiły na podłużne gładkie miejsce w, którym widocznie nie rosły włosy. Kolejna blizna? Od czego? Przez kogo? Sam nie wiem czy chcę wiedzieć...
-Mieliśmy mieć sztamę pamiętasz? Mieliśmy podpisany pakt rozejmu.-Mruknąłem nie przerywając gładzenia jej włosów.
-I co z tego?- Wzruszyła ramionami.
-Jak to "co z tego"?
-Tak to. To miał być rozejm nie przyjaźń.- Podkreśliła to bardzo wyraźnie.
-A czemu nie chcesz przyjaźni?
-A po co mi to od ciebie?-Odsunęłam się ode mnie gwałtownie.- Od kogokolwiek?- Spojrzała na mnie z pogardliwą kpiną.
Wytrzymałem ten wzrok. Kilka razy widziałem jak ludzie wzdrygają się gdy Alice na nich spojrzy po czym odwracają wzrok, ale dla mnie te oczy nie były ani straszne, ani w jakikolwiek sposób złe.
Tak jak myślałem, to ona pierwsza go odwróciła, i zrobiła to co zawsze, oparła się o ścianę.
Kątem oka dojrzałem przypiętą do ściany kartkę, kartkę która była w pudle z prezentami powitalnymi od nas wszystkich. Sprawiło mi jakąś dziwną przyjemność, że mimo wszystko ją zachowała.
Właściwie to dopiero teraz zauważyłem, że pościągała z siebie bandaże. Dużo rzeczy mi chyba umknęło ostatnio.
-Sama je pościągałaś?-Wskazałem na miejsca, gdzie rany zaczynały się zabliźniać.
-Byłam w szpitalu na ściąganiu tego wszystkiego.-Wskazała też na wargę, gdzie zamiast szwów znajdowała się jasna blizna.- Wyglądam jakbym wróciła z wojny.- Wskazała też palcem na prawe oko, przecinała je spora nadal dość mocno czerwona blizna.- Skurwysyny.-Warknęła podkulając nogi.
-Nie jest źle.- Spojrzała na mnie dziwnie.- Blizny, to blizny każdy jakieś ma. Tobie nie odbierają uroku, nawet jeśli masz ich bardzo dużo.- Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Da się żyć, nie zwracam jakoś wielce uwagi na wygląd.-Wzruszyła ramionami.
Nagle w głowie zapaliła mi się jeszcze jedna lampa.
-Ej....Kiedy ty ostatnio byłaś w szkole?-Przymrużyłem oczy.
Alice wytrzeszczyła oczy.
-Yyyyyy...- Wszystko jasne.
-Jutro poniedziałek.-Stwierdziłem kiwając głową.- Pójdziesz do niej.
-Nie chce mi się.- Warknęła wręcz.
-Jeśli jutro pójdziesz zorganizuje ci usprawiedliwienie lekarskie na te wszystkie nieobecne dni.- Powiedziałem wprost.
Zamyśliła się na chwilę.
-Dwa.- Odpowiedziała po chwili.- Matt też nie chodził.
Wyciągnąłem do niej rękę.
-Stoi.- Uścisnęła ją.
-Tylko na pewno.- Mruknęła po chwili.- Bo ja mam wyjebane czy mnie wywalą czy nie, ale ty chyba nie.-Wzruszyła ramionami.
Pokiwałem głową wstając.
-Szykuj się. Dam ci na dzisiaj spokój.- Nic na to nie powiedziała.
~~Yuki~~
Szkoła. Zajebiście. ZA-JE-BI-ŚCIE. Zaaaaaajebiścieeeeee.
Walnęłam tyłem głowy w ścianę. Sięgnęłam po telefon, i wybrałam szybko numer do czerwonego.
Odebrał po dwóch sygnałach.
-Co jest?- Brzmiał jakby był mocno zmęczony życiem.
-Jak tam?-Pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Właśnie skończyłem sprzątać.- Mruknął ziewając.- A tam? Brzmisz dziwnie.
-Wysyłają mnie do szkoły.- Westchnęłam opierając się wygodniej.
-Co ty dajesz?- Prychnął cicho śmiechem.- Najwyżej się pójdzie, też się mogę przejść.
-Dodatkowo jeśli jutro tam pójdziemy Andy skmini nam lekarskie usprawiedliwienia na tamte dni.
-Serio? Ej zajebiście. Nie będzie pretensji.
-No w sumie ta.- Uśmiechnęłam się lekko.
-Yuki...
-Hm?
-Jesteśmy przyjaciółmi nie?-Miał nieco niepewny głos.
-Czemu o to pytasz?- Aż przypomniało mi się jak gadaliśmy przed domem.
-Tak jakoś...Po prostu...Po prostu...Chciałbym to usłyszeć, ale tak szczerze.
-Pewnie, że tak.- Jakoś ścisnęło mi się gardło.
-Dzięki Yuki.- Mogłabym przysiąc, że teraz się uśmiecha.- Przyjdę po ciebie rano, ok?
-Jasne.- Pokiwałam głową.
-Dobranoc Alice, śpij dobrze.- Nie poczekał na moją odpowiedź, zwyczajnie się rozłączył.
Zmarszczyłam brwi totalnie zbita z tropu takim zachowaniem czerwonego. Coś jest nie tak...
Odsunęłam telefon od ucha, by napisać sms-a.

"Dobranoc. Do jutra."

Wyświetlił, ale odpowiedzi się nie doczekałam. Padłam na poduszki, czując jeden wielki niepokój. Coś ewidentnie wisi od jakiegoś czasu w powietrzu...

Ranek, i znów ten pierdolony budzik. Wyłączyłam go zaspana jak ja pierdole i jeszcze trochę. Podniosłam się do siadu przecierając oczy, wstałam a raczej wywlekłam się z łóżka do łazienki. Umyłam się, ubrałam w jak zwykle czarne ciuchy, rękawiczki bez palców, naciągnęłam trampki na nogi, uczesałam mniej więcej włosy, zmieniłam srebrnego kolczyka w wardze na czarny podziwiając w lustrze swój snake bites, i zastanowiłam po chuj tak wcześnie wstałam jak teraz mam jeszcze trochę czasu.
Usiadłam na łóżku, i zaczęłam się bawić jakimiś nitkami wystającymi z dziur w spodniach. Znudziło mi się to po jakiś 5 minutach, więc wstałam wpakowałam do obszarpanego, i popisanego plecaka jakieś książki, po czym razem z nim zeszłam na dół, łapiąc po drodze telefon, słuchawki, i fajki.
W kuchni o tej godzinie jeszcze nikogo nie było. Rzuciłam plecak na jedno z krzeseł, żeby zrobić sobie chociaż jedną kanapkę na śniadanie. Gdy smarowałam chleb ktoś wszedł do kuchni.
-O cześć mło...znaczy Alice.- Gdy się odwróciłam zobaczyłam...Ash'a.
-Hej.- Mruknęłam wracając do robienia kanapki.
-Co tak wcześnie wstałaś?-Spojrzałam na niego jak na debila.- Aaaa no tak szkoła.- Pokiwał głową nastawiając wodę na kawę.- Sorry zapomniałem.
-Spoko- Pokiwałam mu chowając produkty do lodówki.- A ty? Czemu wstałeś?
-Twoja siostra wypchała mnie z łózka.- Zaśmiał się przecierając oko.- Rozwaliła się na całym łóżku, a gdy próbowałem na nie wrócić. Pffffff zapomnij, że da rade. Śpi twardo i ani rusz z mojej połowy.
Mruknęłam coś w stylu "aha" przeżuwając kawałek kanapki.
W między czasie do kuchni zszedł jeszcze Jinxx i Jake. Gadali sobie we trójkę gdy ja co chwila patrzałam na telefon. 
-Siadaj.- Koleś zwany Jinxx'em odsunął jedno z krzeseł.-Stoisz tak ciągle przy tym blacie, niedługo nogi wrosną ci w ziemię.
Wzruszyłam ramionami siadając z nimi przy stole.
-Uśmiechnij się choć raz, jeszcze ani razu nie widziałem żebyś to zrobiła.- Jake uniósł brwi do góry.
-A ty byś się cieszył wiedząc, że zaraz pójdziesz do szkoły?- Ash trafił go skórką chleba prosto w czoło.
-Czy ty mi wypowiadasz wojnę Purdy?- Spojrzał na niego z przymrużonymi oczyma.
W odpowiedzi dostał w oko plastrem pomidora...zaczęło się...
Patrząc z bezpiecznej odległości na tę istną wojnę w , której Jinxx pełnił rolę niewinnej ofiary obrzuconej serem, miałam wrażenie, że jestem na polu walki...albo w przedszkolu. Mimo wszystko uśmiechnęłam się lekko na widok dwóch dorosłych kolesi bawiących się w wojnę na jedzenie.
-Co tu się kurwa dzieje...-Andy jakby znikąd pojawił się za mną razem z CC'im.
-Wygląda mi to na walkę na jedzenie.- Spostrzegawczość drugiego w tej chwili mnie rozwaliła.
-Przecież widzę co robią.- Biersack po krótkim zastanowieniu wszedł razem z Chris'em do kuchni.- Ej ogarnijcie się bo...-I był to ich błąd...
W chwili gdy Andy zaczął cokolwiek mówić Ashley rzucił w Jake'a naprawdę sporym workiem mąki. Biała eksplozja pochłonęła całą kuchnię i nie tylko. Miałam to szczęście, że zdążyłam odskoczyć i mnie nie dosięgło, ale chłopacy....cóż...
Stałam tam z uniesionymi brwiami patrząc na białą powoli opadającą chmurę mąki. Gdy opadła całkowicie, odsłoniła kolejno pfffhahhahah no nie mogę!
Andy stał wyprostowany jak struna mrugając delikatnie, by mąka nie weszła mu do oczu, Ask stał lekko zgarbiony miał zamknięte oczy i trzymał kawałek worka w dłoni, Jake zastygł za to z rękoma wysuniętymi przed siebie jak w chwili gdy worek do niego leciał, CC przecierał oczy pokasłując od czasu do czasu, za to Jinxx który najmniej z wcześniejszej trójki tu zawinił stał nieco dalej z kubkiem w dłoni kiedyś wypełnionym z kawą teraz białym proszkiem. Dosłownie wszystko pokryte grubą warstwą mąki. 
-O kurwa.- Ash otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Andy patrzał na niego z mordem w oczach.
-Ty idioto.- Otrzepał włosy nadal mordując go oczyma.
-Tooo nie tak miało być...-Przyznał winowajca nieco zgaszony.
-Dziewczyny nas zabiją...-Jake strzepał mąkę z ubrań a przynajmniej próbował.
-Nie nas tylko tego debila.- CC wskazał tu na basistę.
Zaśmiałam się na co wszyscy zwrócili się w moją stronę.
-...ONA SIĘ ŚMIEJE!- Ofiara wojenna uniosła obie ręce do góry.
-Choć jeden dobry aspekt tego wszystkiego...
Po chwili Ash zaczął cicho chichotać.
-Czego ci tak wesoło?- Andy ogarniał wzrokiem bałagan.
-Po-popatrzcie na siebie. Wyglądacie jak bałwanki! 
Wszyscy popatrzeli po sobie nawzajem...i o dziwo po złości nie było śladu a wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ej dobra panowie trzeba to posprzątać zanim...
-CO TU SIĘ DO KURWY NĘDZY STAŁO?!- O-ho.
Dziewczyny stały centralnie za mną z szokiem wymalowanym na twarzach.
Przełknęłam głośno ślinę czując w tym samym momencie wibracje w kieszeni. Szybko wyciągnęłam telefon.

"Jestem"

Rozejrzałam się, i korzystając z okazji, że wszyscy stoją jak skamieniali wybiegłam z domu krzycząc jeszcze krótkie "To nie ja!". Po zamknięciu drzwi usłyszałam pierwszy opierdol skierowany w stronę płci męskiej, więc nie kusząc losu w biegu złapałam rękę Matt'a ciągnąc go za sobą.
-Ej co jest??- Spojrzał na mnie niekumato.
-Nie pytaj, biegnij!-Wydyszałam nadal ciągnąc go za sobą.

2 komentarze: