sobota, 4 stycznia 2014

Pierwsze kłamstwo: "Nie potrzebuję nikogo"

-O patrzcie idzie dziwadło.
Nie ma to jak wspaniałe przywitanie od "kolegów" ze szkoły.
Warknęłam cicho i poprawiając obszarpany plecak na ramieniu przyspieszyłam kroku prawie biegnąc przez dziedziniec. Nie obyło się bez innych komentarzy, które dla mnie były po prostu jednym wielkim szumem zlewających się szeptów. Oczywiście tylko jedna osoba potrafi je zagłuszyć.
-Yuki czekaj chwilę ! Bawisz się w Sonic'a czy jaki inny chuj ?!- Aż echem poszło.
Gwałtownie zahamowałam, i obracając się powoli ze wzrokiem rasowego mordercy spojrzałam na biegnący czerwony łeb. Zaraz...czerwony ?
-Przefarbowałeś się ?- Spytałam łapiąc pochylonego kumpla za jedno z czerwonych pasem.
-No, jak wyglądam ?.- Wydyszał prostując się, z wielkim bananem w miejscu ust.
-Wyglądasz...dziwnie.
-Chcesz mi powiedzieć, że w zielonych wyglądałem normalnie ?
-No wiesz...zielony kojarzył mi się z kosmitą, a ten czerwony...-Powstrzymałam uśmiech widząc jego naburmuszoną minę.
-I patrz co się dzieję.- Zarzucił grzywą i ruszył na przód.- FOCH !
Zaśmiałam się i patrząc na jego plecy pokręciłam głową. Podbiegłam do niego od razu.
-A gdzie "przepraszam" ?- Spytał "obrażony" po chwili ciszy.
-Zapierdala okrężną drogą do piekła.- Uśmiechnęłam się wrednie.
Na moje słowa przystanął i wyciągnął telefon z kieszeni.
-Ap ropo piekła. Jesteśmy spóźnieni na religię.- Pokazując swoją WIELKĄ chęć pójścia na wywody księdza schował telefon do kieszeni w zwolniony tempie.
Nadęłam policzki i niespiesznie ruszyłam w stronę szkoły. Oczywiście ciągnąc Matt'a za sobą.

-I nie wódź nas na pokuszenie...-I w tym własnie momencie nasza dwójka wparowała do klasy.
Spojrzałam na księdza, który zamilkł patrząc na nas z mordem w oczach. Miłuuuuujmy sięęęę.
Wzruszyłam ramionami, i mając gdzieś modlitwę ruszyłam do swojej ławki razem z czerwonym.
-...ale nas zbaw ode złego. Amen.-Skończył i nadal na nas patrząc usiadł przy biurku.
-Co ty odpierdalasz ?- Nie siląc się na szept stuknęłam smile'a w ramię, gdyż zajął MOJE miejsce przy oknie.
-To zemsta za moje włosy.- Wyciągnął zeszyt i piórnik.
Zmrużyłam oczy, i spojrzałam na niego spod byka.
-Wypad z mojego miejsca debilu.
Ksiądz tylko westchnął bezsilnie. Biedak, już się do nas przyzwyczaił.
-Bo co ?- Spojrzał na mnie bezczelnie się uśmiechając
-Bo policja znajdzie twoje poćwiartowane zwłoki rozrzucone po lesie. Jeśli w ogóle znajdzie.
-Rain siadaj !
Beznamiętnie uraczyłam księdza swoim spojrzeniem.
-Może pan nie mówić mi po nazwisku ? Już to chyba przerabialiśmy nie ?
-Alice.- Poprawił zrezygnowany.- Usiądź proszę w ławce.
-I nie można było tak od razu ? A nie jak ostatni cham.- Ulitowałam się nad nim i usiadłam, obok chama. Nie, nie obok księdza, obok Matt'a.
-Siekiera ci w plecy.- Warknęłam w jego stronę, na co on jedynie się zaśmiał.

Przez całe 45 minut robiłam to co każdy uczeń na religii. Nic. Chyba, że rozwijanie talentu malarskiego przez bazgranie w zeszycie, który notabene służy mi do rysowania, fizyki, religii, chemii, niemieckiego, i jako brudnopis jakbym zapomniała innych zeszytów, liczy się jako coś.
-Jako pracę domową macie napisać sprawozdanie z tej lekcji. Czyli waszą interpretację na temat czytanego przeze mnie monologu.- Powiedział ksiądz zbierając swoje rzeczy.
Zastygłam trzymając piórnik w dłoni.
-Ej...-Szturchnęłam przyjaciela w ramię.- O jaki monolog mu cho...
Przerwałam widząc jak ten idiota namiętnie ślini ławkę mrucząc co chwila bezsensowne zdania. Po chwili namysłu uśmiechnęłam się podstępnie i z całej siły przywaliłam podręcznikiem w miejsce tuż przy jego uchu.
Poderwał się od razu, otwierając szeroko oczy.
-SZATAN !- Wydarł się po czym serdecznie przywitał podłogę wraz z krzesłem.
-Bardzo interesuję mnie twoje nowe wyznanie, ale lekcja się skończyła.- Spakowałam resztę rzeczy i nie czekając na niego wyszłam z klasy.
Na następnej lekcji gorzej się poczułam więc pytając ówcześnie o zgodę, wygramoliłam się z klasy i skierowałam do łazienki.
Powinnam więcej spać. Tak własnie krzyczały podkrążone oczy, gdy przemywałam je zimną wodą.
-Oooo nasza księżniczka znów ma zawroty główki ?
Zaciskając dłonie w pięści uniosłam głowę by widzieć moje odbicie.
-Zamknij się.- Wy warczałam patrząc jak się do mnie szczerzy.
-Trzeba było nie ryczeć całą noc idiotko to nie miałabyś tych paskudnych worów pod oczami.
-Ja nie ryczę to po 1.- Rzuciłam wycierając twarz papierowym ręcznikiem.- A po 2 dałabyś sobie spokój.
-Nie moja wina, że jesteś chora na łeb i gadasz sama do siebie.
-Zamilcz szmato.- Syknęłam na odchodne, by zaraz wyjść trzaskając drzwiami.
Nie miałam najmniejszej ochoty wracać na lekcję, więc napisałam do Matt'a by wziął mój plecak i przywlókł  swój czerwony łeb na tory kolejowe, które służyły nam jako "nasze miejsce".
Sama włożyłam słuchawki do uszu i pogalopowałam niczym gazela na omówione miejsce.

-Myślałem, że mnie wzrokiem zadźga jak wychodziłem z klasy.- Powiedział rzucając nasze plecaki na trawę.
-Wylazłeś w środku lekcji, więc mało to zaskakujące.- Odpowiedziałam spacerując w te, i we wte po zardzewiałych kawałach metalu.
Prychnął jedynie i wyciągnął z kieszeni bluzy paczkę papierosów.
-Ejejejejej miałeś rzucać.- Spojrzałam na niego z triumfem, gdyż wygrałam zakład.
"Ja nie rzucę palenia ? A zakład ?" I tak to pięknie wyszło.
-Juto dam ci te dychę.- Mruknął odpalając jednego, a do mnie wyciągając resztę paczki.
Wzięłam jednego i odpalając go usiadłam tuż przy czerwonym.
-Wyglądasz jak Wiśniewski z ich troje.- Zauważyłam wypuszczając dym.
-Bo ja go kocham i chce być taki jak on !- Zaśmiał się wymachując rękami.
-Ta wiem, że masz odchyły w stronę chłopaków.
-Co ?- I trafiłam w dychę.- Wcale, że nie ! Jestem hetero !- Krzyczał znerwicowany.
-Jesteś bi.- Odpowiedziałam spokojnie.
-Jestem hetero !
-Jesteś...- I tak mogłabym całe życie, lecz przerwał mi dzwoniący telefon.
Pogrzebałam w kieszeniach, aż w końcu wyciągnęłam go z ostatniej kieszeni. Oczywiście nim to zrobiłam minęło pół piosenki. Odebrałam nie patrząc nawet na numer.
-Czego ?- Mruknęłam do słuchawki.
-Niech żyje kultura słowa.- Wtrącił się Wiśniewski.
Spojrzałam na niego tak jak powinnam, czyli jak na kretyna.
Matt wzruszył ramionami przyglądając się jak paląc słucham co mówi dzwoniący, co jakiś czas przytakuję, a raz nawet uniosła zdziwiona brwi do góry.
-To wszystko ? Ok, do usłyszenia.- Odłożyłam telefon, i nie pytając o zgodę zabrałam mu kolejnego papierosa.
-Kto dzwonił ?
-Pan Conor Mont. Komenda główna policji.- Odpowiedziałam bez jakiegokolwiek zdenerwowania.
-...Co chciał ?
-Moja matka nie żyję.- Odpowiedziałam znów tępo gapiąc się na most kolejowy.
~~~~
Sorry za interpunkcję.
Proszę o szczere opinie w komentarzach.
~Abeyance

1 komentarz: